piątek, 14 lutego 2014

Serpenti - 05 - Aniol

Następnego dnia rano budziki członków Serpenti były nastawione kolejno: Hyunsoo na 5:40, Shihyuna na 5:50 i Yoonsuka na 6:00. Nie wiadomo więc, o której musiały zadzwonić telefony bliźniaków, bo nim zdążył się obudzić którykolwiek z pozostałych członków, oni byli już na nogach. A zanim którakolwiek komórka zdążyła zagrać swoją poranną melodię, starsi panowie również już nie spali. Ponieważ  maknae zwyczajnie nie pozwolili im spać.

Dokładnie o 5:15 do pokoju, w którym mieszkali Hyunsoo i Yoonsuk, z radosną piosenką na ustach wpadł K, który najpierw wskoczył na łóżko starszego z chłopaków, a później z niego przeskoczył na drugie łóżko, prawie przy tym zdeptując smacznie śpiącego blondyna. Cały czas śpiewając/krzycząc coś o tym, że słonko już wstało, piękny mamy dzionek i że na stole w salonie czeka na nich śniadanie i gorąca kawka.

- Jest 5:17, idioto, pogrzało cię? – jęknął Kim, który obudził się od razu, kiedy tylko coś ciężkiego zwaliło mu się na łóżko. W pierwszej chwili zerwał się, nie wiedząc, co się dzieje, ale po zerknięciu na zegarek z powrotem przykrył się kołdrą.

- Hey, hyung, wstawaj… - K tym razem delikatnie potrząsnął kolegą, który tylko jeszcze mocniej nakrył się kołdrą. – Hyunsoo-hyung, kawa ci wystygnie, jak zaraz nie wstaniesz, hyung~~~ - z każdym kolejnym słowem maknae potrząsał nim coraz mocniej, a jego ton z pieszczotliwego zmieniał się na coraz bardziej płaczliwy.

W końcu Kim nie mógł już tego słuchać.

- Dobra, wstaję – jęknął, odkrywając się i siadając na brzegu łóżka. – Ale lepiej, żeby ta kawa tam naprawdę była – dodał, patrząc na bliźniaka groźnie, na co ten tylko uśmiechnął się promiennie i jeszcze raz z impetem skoczył na łóżko Yoonsuka, który za pierwszym razem w ogóle nie zareagował.

- Yoonsuk-sshi, Yoonsuk-ah, Yoonsuk-hyung, Yoonsuk… - szeptał mu do ucha czule, cały czas lekko nim potrząsając. – Wake up, baby, wake up~~

- „Baby”? – prychnął Hyunsoo, jeszcze nie do końca przytomnie szukając swoich ubrań na dziś. – Może od razu zróbcie sobie razem zdjęcie w tym łóżku i wstaw je na twittera?  - zażartował, ale już po chwili tego pożałował, po minie K’a widząc, że temu naprawdę  spodobał się ten pomysł.

- Jesteś genialny, hyung! – wykrzyknął uradowany maknae i zaczął szukać po kieszeniach swojej komórki.

- Fajnie – mruknął tylko Kim, kręcąc głową z niedowierzaniem, a po chwili wyszedł z pokoju, bo jak kiedy indziej chętnie obejrzałby to przedstawienie, tak o tej porze zwyczajnie nie miał nastroju.

Miał zamiar iść najpierw do łazienki, ogarnąć się trochę, ale po chwili stwierdził, że najpierw sprawdzi, czy ta kawa na stole to prawda a nie bajka zmyślona, żeby wyciągnąć go z łóżka.  Na szczęście okazało się, że K nie blefował i w salonie powitał go zapach mocnej czarnej kawy, takiej, jaką lubił najbardziej. A oprócz tego widok kompletnego śniadania, którego przygotowanie musiało bliźniakom zająć przynajmniej godzinę. A na kanapie uśmiechniętego J’a  i lidera wprawdzie ogarniętego, ale nie wyglądającego na specjalnie zachwyconego pobudką o tej godzinie.

- Dobry – przywitał się Hyunsoo, zajmując miejsce przy stole.

- Ta, cześć – mruknął Shihyun półprzytomnie.

- Good morning!! – uśmiechnął się wesoło J.  – Jak się spało? Częstuj się – dodał, podsuwając mu pod nos miseczkę z ryżem.

- Dzięki – uśmiechnął się Kim, który zdążył się już trochę rozbudzić, dlatego też z chęcią zajął się jedzeniem śniadania, zwłaszcza że poprzedniego wieczoru nie zjadł nic na kolację.

Lider też jadł swoją porcję, ale jakby z mniejszym apetytem, co mogło być spowodowane zarówno wczesną porą jak i natrętnym spojrzeniem J’a, który przynajmniej od kilkunastu minut ani na chwilę nie spuszczał z niego oka.

- Ej, młody, nie patrz tak na niego, bo w ten sposób to nic nie zje – zwrócił mu w końcu uwagę Hyunsoo, którego niepewna mina lidera zaczynała trochę bawić, ale z drugiej strony chciał, żeby przyjaciel coś zjadł przed kolejnym męczącym dniem.

- Ale co mu przeszkadza to, że się patrzę? – spytał obrażony Junki, ale posłusznie odwrócił się od lidera i zajął się na chwilę swoim telefonem.

Klikał na nim chwilę, gdy w którymś momencie bez ostrzeżenia po prostu zerwał się z kanapy i szybkim krokiem wyszedł z salonu. Po chwili z głębi mieszkania dotarł do nich jego głos, krzyczący do K’a.

- Hey, Brother! Ty nie romansuj mi tu, tylko obaj chodźcie na śniadanie!

Po tym słychać jeszcze było trzaśnięcie drzwi, prawdopodobnie tych do pokoju Hyunsoo i Yoonsuka, a po chwili J był z powrotem.

- Serio wstawił to zdjęcie? Pokaż – zaśmiał się Kim, a J w odpowiedzi tylko podał mu swój telefon.

I faktycznie, na koncie bliźniaków na twitterze widniała już piękna fotka uśmiechniętego K’a przytulonego do śpiącego i nieświadomego niczego Yoonsuka.

„from K:  he’s so cute while sleeping. Teraz aż żal mi go budzić…  (“⌒∇⌒”)”

- Faktycznie „so cute” – parsknął Hyunsoo, krztusząc się przy tym jedzeniem.

- Żyj, hyung – J zerwał się, żeby poklepać kolegę po plecach.

- Właśnie, Soo, nie umieraj jeszcze, nie zostawiaj mnie z nimi samego… - dodał Shihyun tonem coś pomiędzy żartem a krzykiem rozpaczy, na co Kim tylko zaczął się śmiać, przez co rozkaszlał się jeszcze bardziej.

Gdy już zaczął dochodzić do siebie, do salonu weszli w końcu K i Yoonsuk, którzy widząc sytuację, spojrzeli na chłopaków pytająco.

- Patrz! Widzisz, co narobiłeś? Hyunsoo-hyung umiera przez ciebie – naskoczył J na brata nie do końca serio, na co poszkodowany znów zaczął śmiać, i dusić przy tym, natomiast K chyba naprawdę się przestraszył, a przynajmniej tak wyglądał. Yoonsuk w sumie w ogóle chyba nie zarejestrował, co się dzieje, było za wcześnie.

- Spokojnie, chyba jeszcze żyję – wydusił z siebie Kim, w miarę opanowując zarówno atak kaszlu jak i śmiech. – Jedzmy… Szkoda, żeby się coś z tego zmarnowało. W ogóle kto robił śniadanie? Bo jest naprawdę dobre…

- Ja! – rozpromienił się K. – No i brat też, razem robiliśmy… A Kyungjung-hyunga jeszcze nie ma? – dodał po chwili zdziwionym tonem.

- No, dziwne, powinien już być – stwierdził J, zerkając na zegarek.

- Jeszcze wcześnie przecież, o tej godzinie zwykle wstajemy, będzie za pół godziny pewnie – stwierdził Shihyun, kończąc swój posiłek i odsuwając od siebie miskę.

Nim jednak ktokolwiek zdążył mu odpowiedzieć, w powietrzu rozbrzmiał dźwięk dzwonka, na który K szybko zerwał się, by otworzyć, chociaż doskonale wiedzieli, że menedżer ma klucz i mógłby po prostu wejść do mieszkania, a tylko z grzeczności zawsze mimo wszystko dzwonił. Po chwili maknae wrócił do salonu w towarzystwie Kyungjunga oraz kogoś jeszcze, kogo widzieli pierwszy raz w życiu. Był to chłopak, na oko starszy od nich, ale nie potrafili określić jak dużo, przy tym dość przystojny i wyglądał też na pewnego siebie. Nie podobało im się to.

- A ty to kto? – spytał J podejrzliwie, nawet nie przywitawszy się wcześniej. – Już mówiliśmy, że nie chcemy nowego członka.

- Ta, słyszałem – roześmiał się nieznajomy. – Ale spokojnie, kompletnie nie umiem śpiewać, tańczyć tym bardziej, a z planu filmowego wywaliliby mnie po jednej kwestii. Ale niestety nie zmienia to faktu, że od przyszłego tygodnia będziecie mnie widywać codziennie. Najwyraźniej dyrekcja stwierdziła, że już jesteście za popularni na to, by mieć tylko jednego menedżera.

- Czyli że.. życzenie hyunga się spełniło! – dedukował głośno K.

- Na to wygląda – przyznał mu rację Kyungjung. – Poznajcie, to Kim Junghoon, od przyszłego tygodnia będzie się wami zajmował razem ze mną.

- Od przyszłego tygodnia? – zaciekawił się J.

- Muszę jeszcze dokończyć parę rzeczy w związku z poprzednią robotą. – wyjaśnił nowy. - Dzisiaj przyszedłem się przedstawić. Miło was poznać, chłopaki. Mam nadzieję, że będzie się nam dobrze razem pracowało – uśmiechnął się, a członkowie Serpenti zgodnie odwzajemnili uśmiech. Było w nim coś, co budziło ich sympatię.

- Dobra, skoro już wszyscy się znają, to plan na dziś jest taki: rano macie ćwiczenia z tańca, bo wczoraj schrzaniliście i powiedziano mi, że nie wypuszczą was sali, jak nie pokażecie dzisiaj na co was stać, więc mam nadzieję, że się ogarnęliście. Potem Hyunsoo jedzie na sesję zdjęciową…

- Czemu tylko ja? – przerwał mu Kim, niekoniecznie zachwycony z tego powodu.

- Bo ciebie chcieli, jakiś problem?

- Żadnego…

- To dobrze. Więc dalej… - kontynuował menedżer – W tym czasie Shihyun będzie miał czas na dokończenie piosenki na galę, masz ją oddać do piątku, więc lepiej nie zmarnuj tych kilku godzin. A bliźniaki mają spotkanie z Xavierem w kwestii części rapowej nowej piosenki. A Yoonsuk… - zawiesił się na chwilę. 

– Ty pojedziesz ze mną na zakupy, wygląda na to, że te diabły wykorzystały wszystko, co mieliście w lodówce na to śniadanie, którego swoją drogą chętnie spróbuję – zakończył swój monolog, siadając na kanapie i trochę spychając z niej przy tym J’a.

- Też siadaj, starczy dla wszystkich – rzucił Hyunsoo w stronę Junghoona, który dalej stał przy drzwiach.

- Właśnie, siadaj, człowiek musi się najeść przed pracą – dodał Kyungjung, po czym nagle jakby sobie o czymś przypomniał. – A ty… albo ty – wycelował palcem najpierw w jednego, a potem w drugiego bliźniaka. – Zresztą nieważne, innych też się to tyczy. Niech wam nigdy więcej nie przyjdzie do głowy, żeby dzwonić do mnie po północy, jeśli nie jest to sprawa życia i śmierci. Jasne?

- Tak, hyung – przytaknęli chłopcy zgodnym chórkiem, po czym wszyscy zabrali się za kończenie śniadania, a J po tym, jak przyniósł dodatkową miskę ryżu dla Junghoona, sam wrócił do kuchni i zaczął zmywać naczynia. Zapowiadał się męczący dzień, jak zwykle. Ale przynajmniej udało mu się załatwić to, co chciał.

***

Po wczorajszym kazaniu członkowie Serpenti faktycznie wzięli się w garść i tym razem zatańczyli układ do nowej piosenki prawie idealnie. Chociaż wciąż jeszcze brakowało im stuprocentowej synchronizacji, to i tak byli na dobrej drodze, żaden nie mylił dzisiaj kroków, bez wahania zamieniali się miejscami i ogólnie bardzo dobrze im szło. Jakby chcieli nadrobić za dwa dni od razu. Ich trener był pod wrażeniem, ale i tak przytrzymał ich przez cały przeznaczony na to czas, każąc w nieskończoność powtarzać nie tylko nowy, ale również stare układy, żeby przypadkiem nie zapomnieli nawet jednego ruchu. Po trzech godzinach treningu wszyscy dosłownie padali z nóg, a czekał ich jeszcze cały dzień innych obowiązków, o czym przypomniał im menedżer, zgarniając od razu do samochodu Hyunsoo i Yoonsuka. A gdy tylko tamci zniknęli im z oczu bliźniacy również szybko ruszyli w stronę studia, w którym zwykle urzędował Xander i w którym też miał na nich czekać. Natomiast Shihyun pozostawiony sam sobie od razu skierował swoje kroki w stronę schodów na dach. Wiedział, że musi dokończyć dziś komponować piosenkę, bo nie wiadomo kiedy znów bliźniacy załatwią mu trochę czasu. Bo był pewien, że to ich zasługa, że go dostał. Tylko nie wiedział, czy zrobili to dlatego, że go lubią, czy raczej dlatego, że nie lubią Ace’a, ale wolał się nad tym nie zastanawiać. Zwłaszcza że w którymś momencie zorientował się, że prawie biegnie, przeskakując po dwa schodki naraz, mimo że jeszcze chwilę wcześniej myślał, że zaraz umrze ze zmęczenia. Nie wiedział, czemu się tak śpieszy, fortepian mu nie ucieknie, chyba.

I faktycznie, nie uciekł. Stał tam, gdzie zawsze, po środku opuszczonej sali, tym razem naprawdę pustej. Ani śladu tajemniczej dziewczyny, ani nikogo innego. I dopiero gdy przemknęło mu przez głowę to pełne zawodu „Nie ma jej”, dotarło do niego, dlaczego tak się śpieszył. Chciał ją zobaczyć. Z ciekawości, chciał zobaczyć jej twarz, zobaczyć, kto jeszcze uciekał do tego miejsca, którego wszyscy raczej unikali. Ale wyglądało na to, że jednak nikt. A przynajmniej nie dzisiaj. Tylko on. W sumie dobrze, nie potrzebował towarzystwa, gdy komponował. Raczej wręcz przeciwnie.

Chłopak usiadł przy fortepianie i dla rozruszania palców zagrał pierwszą lepszą melodię, która przyszła mu do głowy. Akurat było to „My prayer”, ulubiona piosenka jego młodszej siostry, którą często kazała mu dla siebie grać. Odkąd wyprowadził się z domu, dawno tego nie robił, więc stwierdził, że dobrze by było ją sobie przypomnieć. Gdy skończył, wyciągnął z torby nuty piosenki, którą zaczął tworzyć ostatnio po trochu z pamięci, po trochu z tych nut zagrał pierwszą dłuższy fragment, jednocześnie w myślach szukając odpowiednich słów, które pasowałyby do melodii. Zagrał parę razy to samo, praktycznie nie przestając ani na chwilę, przy którymś powtórzeniu zaczął cicho nucić tekst, który prze cały ten czas układał mu się w głowie.

„Spotkałem Cię tylko raz.
A nawet nie, to nie było spotkanie
Widziałem Cię tylko raz
Twą sylwetkę, nie Twą twarz
Bezimienna, kim jesteś, czy istniejesz gdzieś?
Bezimienna, może byłaś tylko snem?
Bezimienna, spójrz na mnie chociaż raz
Chcę ujrzeć w Twoich oczach blask…”

Zagrał melodię jeszcze raz, jednak na razie nie miał pomysłu na tekst drugiej zwrotki, cieszył się, że udało mu się stworzyć chociaż tyle. Przerwał na chwilę i sięgnął po ołówek, by zapisać to, co wymyślił, zanim mu ucieknie. Gdy jednak tylko ostatni dźwięk skończył rozbrzmiewać w powietrzu, zastąpił go odgłos dłoni uderzającej o drugą dłoń.

Odwrócił się, szybko, bez zastanowienia, by zobaczyć dziewczynę opierającą się o framugę drzwi i z lekkim uśmiechem n ustach bijącą mu brawo. Nie miał wątpliwości co do tego, że była to ta sama osoba, którą widział ostatnio. Wszędzie rozpoznałby te długie kasztanowe włosy, falą spływające na jej ramiona. I nawet strój chyba miała ten sam, widocznie przeznaczony do ćwiczeń. Chciał coś powiedzieć, spytać, kim jest, przedstawić się, spytać, co tu robi, cokolwiek. Ale nim zdążył zebra myśli, dziewczyna odezwała się pierwsza

- To było naprawdę piękne – powiedziała, uśmiechając się szerzej, miała śliczny łagodny, ciepły głos.

- Dziękuję – zdążył tylko wydusić, bardziej odruchowo niż żeby wiedział, co właściwie mówi.

Na to dziewczyna posłała mu tylko jeszcze jeden ciepły uśmiech, odwróciła się na pięcie i zniknęła za drzwiami.

- Zaczekaj! – krzyknął, ale nie posłuchała.

Zerwał się z miejsca najszybciej, jak mógł i pobiegł za nią. Dobiegł do pierwszego skrzyżowania korytarzy piętro niżej, ale nie udało mu się jej dogonić, a nie wiedział, gdzie mogła skręcić, więc dalsza pogoń nie miała sensu. Zerknął na drzwi od windy, nad którymi wyświetlały się coraz mniejsze cyfry, widocznie zjeżdżała na dół. Nie złapie jej już, nieważne, czy poczeka na windę, czy zbiegnie schodami, nie ma szans, to nie drama, tylko życie, tu nie uda mu się zagiąć czasoprzestrzeni.

Zresztą po co w ogóle chciał to zrobić? Po co za nią gonił? Dlaczego chce wiedzieć, kim ona jest? Zakochał się? Nie, niemożliwe, nie wierzył w miłość od pierwszego wejrzenia. Ale spodobała mu się, to na pewno. Była śliczna, właściwie powiedziałby wręcz, że piękna. Miała delikatną, dziewczęcą urodę i ciepły uśmiech. I była intrygująca, tak cholernie intrygująca. Wiedział, po prostu wiedział, że będzie o niej myślał, dopóki nie dowie się o niej czegoś więcej. Była zagadką, którą chciał rozwiązać, swego rodzaju wyzwaniem. Nie wiedział, co potem, co będzie czuł, gdy dziewczyna nie będzie już dla niego tajemnicą, miał nadzieję, że nic, że straci zainteresowanie, idol nie powinien się zakochiwać, zwłaszcza nie zaraz po debiucie. Ale to się okaże, gdy już pozna ją lepiej. Nie dzisiaj, może jutro, może za tydzień, może za pół roku, kiedyś na pewno, nie było limitu czasowego.

W przeciwieństwie do piosenki, którą musiał skończyć do piątku, i pewnie jeszcze nagrać jakieś demo czy coś. Prezes nie skonkretyzował, w jakiej formie mają mu zaprezentować te utwory, a taka wydała się najsensowniejsza. Ale zanim pójdzie prosić musiał dokończyć kompozycję. Z tą myślą wrócił na swoje miejsce przy starym pianinie i znów położył palce na klawiszach. Zagrał jeszcze raz kawałek, który miał gotowy wcześniej, po czym bez zastanowienia kontynuował, zachowując główną linię melodyczną, ale dodając do niej trochę wariacji i nieco przyśpieszając tempa. Gdy zaczął śpiewać, w jego głosie słychać było tęsknotę, niecierpliwość, irytację i… kompletną fascynację, której zawsze brakowało w jego piosenkach.
„Dziś widziałem Cię drugi raz
Uśmiechnęłaś się, nadzieję dałaś, by zaraz zniknąć…”

***

Bliźniacy zjawili się w studio Xandera z radosnym pozdrowieniem na ustach, a producent odwzajemnił im się tym samym. Wiedzieli, że ich lubił, to on skomponował i wyprodukował „Poison” i naprawdę dobrze im się z nim pracowało zarówno przy samych nagraniach wokali, jak i przy tworzeniu tekstu rapowego do piosenki. Xander był dość młodym producentem, miał może ze 25-26 lat, chyba nie więcej. Dostał się do agencji, przechodząc przez standardowe przesłuchania i nawet przez rok czy dwa był zwykłym trainee, ale w którymś momencie okazało się, że lepszy z niego kompozytor/producent niż idol, co CEO postanowił wykorzystać. I dobrze, bo korzystała na tym cała agencja, Xander tworzył prawdziwe majstersztyki i naprawdę lubił swoją pracę. A idole lubili jego. Ponieważ producent twierdził, że raperzy sami najlepiej czują, co chcą przekazać słuchaczowi, nigdy nie pisał im tekstów, a tylko zostawiał w piosenkach miejsce, w którym ten rap powinien być i dawał im samym wymyślić sobie co i jak chcą w tym miejscu zarapować. Dzięki temu też bracia Choi znali piosenki wcześniej niż reszta Serpenti, oczywiście o ile było w nich miejsce na rap i o ile tworzył je Xander, tak jak tym razem.

- Hello, hyung! – przywitał się K wesoło. – Słyszeliśmy, że coś dla nas masz.

- Dobrze słyszeliście, siadajcie – uśmiechnął się Xander, wskazując dłonią na kanapę pod ścianą, przed którą stał mały stolik, a na nim leżały dwie kartki z tekstem piosenki.

Utworek był zatytułowany „Angel” i miał naprawdę piękną, co chłopcy zgodnie stwierdzili po odsłuchaniu go w wykonaniu kompozytora, melodię oraz wzruszający tekst.

- Jak dla mnie to idealne na piosenkę tytułową nowego singla – stwierdził J, jeszcze raz ogarniając wzrokiem tekst, gdy muzyka już umilkła.

- Przecież macie już piosenkę tytułową – zauważył Xander, odkładając gitarę i siadając z laptopem obok nich. – Chyba coś szybszego i bardziej chwytliwego.

- Niby tak, ale myślę, że to byłoby lepsze – upierał się Junki. - „Poison” było szybkie, przydałoby się coś nastrojowego dla odmiany, to by było idealne.

- Też tak myślę – przytaknął bratu K. – Pogadamy z Kyungjung-hyungiem, na pewno załatwi zmianę. Zwłaszcza że na występach promocyjnych i tak byśmy śpiewali oba kawałki, tak mi się wydaje – wzruszył ramionami.

- I za to was lubię, zawsze mnie chwalicie – roześmiał się kompozytor, ale po chwilę spoważniał. – Ale nie po to tutaj przyszliście, macie robotę do wykonania.

- Jasne, wiemy – przytaknął J, po czym na chwilę zamyślił się nad tekstem. – Ta piosenka jest o rozstaniu, prawda? O rozstaniu wbrew woli obu stron. Właściwie… czy to jest o śmierci, czy ona umarła? – chłopak spojrzał pytająco na Xandera, jednak nawet gdyby tamten nie skinął głową, ze smutku w jego oczach można było wyczytać odpowiedź. I że ta historia była prawdziwa.

Nie zapytał, kim dla producenta była dziewczyna, o której pisał. To nie było teraz ważne. Ale fakt, że ona naprawdę istniała, sprawiał, że tym bardziej chciał, by ten utwór był tym najważniejszym. Niech ludzie poznają tę historię. Była naprawdę cudowna, choć smutna.

- Była jak anioł, niewinna, pełna światła – odczytywał J dalej, spomiędzy wierszy w tekście. – Odchodząc, nic nie zabrała. Zostawiła wiarę w ludzi i w lepsze jutro. Nie udało mu się jej zatrzymać, nie miał prawa sprzeciwiać się woli Bożej, mimo to próbował, do samego końca udawali, że będą razem wiecznie. A ona odeszła z uśmiechem, do ostatniej sekundy ściskając jego rękę…

Tego wszystkiego tam nie było. Trochę czytał, trochę po prostu wyobrażał sobie tę sytuację. W tej piosence był smutek, wiadomo, dużo smutku Ale nie było żalu ani gniewu, żadnych więcej negatywnych emocji. Za to dużo światła, nadziei, wiary… Już właściwie wiedział, jakie powinny być brakujące słowa. Nabrał więc powietrza i zaczął rapować.

„Byłaś jak biała lilia, piękna i niewinna
U Twoich ramion skrzydła, chciałem
Spytać, czemu zeszłaś do tego świata grzechu
Chciałem Cię chronić, chciałem
Widzieć twój uśmiech co dzień rano
Czułem, już niedługo Bóg wezwie Cię do siebie
Lecz udawałem, że nie wiem”

Rapując, zamknął oczy, wczuwając się w to, o czym miał śpiewać. Widział to, czuł to, całym sobą. Gdy kończył, uchylił powieki i spojrzał na Xandera w oczekiwaniu na opinię.

- Czujesz to – powiedział kompozytor z uznaniem. – Podoba mi się, naprawdę mi się podoba – dodał, dopisując nowe wersy do tekstu, żeby nie zapomnieć.

- Nieźle, nie wiedziałam, że maknae Serpenti są tacy utalentowani – z okolic drzwi dobiegł do nich nagle dziewczęcy głos, należący do kogoś, kogo żaden z bliźniaków się nie spodziewał – Park Taehee.

- Dzięki – odpowiedział krótko J, bo po prostu tak wypadało. Naprawdę to zirytowało go to, że go słuchała. – Co tu robisz, Taehee-sshi? Słyszałem, że pomagasz Ace’owi w przygotowaniach do pojedynku… - zawiesił głos w oczekiwaniu na reakcję.

Dziewczyna wyglądała na zaskoczoną tym niespodziewanym atakiem. Bo bez wątpienia był to atak, nawet jeśli wyprowadzony dość przyjacielskim tonem. Chyba nie wiedziała, co odpowiedzieć, więc na kilka chwil tylko przygryzła dolną wargę, nie spuszczając wzroku z Junkiego.

- Pojedynek? Jaki pojedynek? Czemu ja o niczym nie wiem? – zainteresował się Xander. W oczekiwaniu na odpowiedź patrzył na zmianę to na bliźniaków, to na Taehee.

- Ja też nic nie wiem – K podniósł ręce w obronnym geście. – Jaki pojedynek, brother?

- Po co przyszłaś, Taehee-sshi? – powtórzył J pytanie, ignorując pytania Xandera i Minkiego. – Jesteśmy zajęci. Przeszkadzasz.

- Przyszłam po nagrania wokali KT, masz je? – zwróciła się do producenta, starając się ignorować bliźniaków.

- A, tak, masz tam czarnego pendrive’a na półce przy drzwiach, wszystko jest na nim – odpowiedział mężczyzna, wskazując palcem na miejsce, o którym mówił.

- Dzięki – rzuciła, biorąc do ręki przedmiot, po czym schowała go do kieszeni. – I powodzenia – dodała, uśmiechając się promiennie, a po chwili już jej nie było.


Bliźniakom zdawało się, że przy jej wyjściu drzwi trzasnęły odrobinę za głośno.