wtorek, 1 kwietnia 2014

just unreal - 01 - oszukane przeznaczenie

- Taeyah -

Gdy go zobaczyłam, spuściłam głowę i udałam, że czytam notatki, które trzymałam w dłoniach. Że czytam je bardzo bardzo uważnie, na tyle, by cały świat wokół zniknął, a właściwie, żebym to ja zniknęła, żeby mnie ten zeszyt pochłonął czy coś. Żeby tylko on mnie nie zobaczył.

Niestety moje modlitwy nie zostały wysłuchane, jak zawsze zresztą. Chociaż może częściowo zostały, bo on by mnie pewnie nie zauważył, gdyby jego dziewczyna nie zauważyła mnie pierwsza. Krzyknęła do mnie, zawołała mnie po imieniu. Udawałam, że nie słyszę, ale wołała dalej i w końcu musiałam zareagować. Podniosłam głowę i uśmiechnęłam się, machając do nich wesoło. Ładnie razem wyglądali, naprawdę ładnie. Ze mną by tak ładnie nie wyglądał...

- Cześć, mała, uczysz się? - spytał, podchodząc bliżej mnie.

- Mm - przytaknęłam tylko, nie przestając się uśmiechnąć. - Mam kolokwium w przyszłym tygodniu.

- Serio? Drugi tydzień i już kolokwium? Nieźle... - pokręcił głową z niedowierzaniem, 

- To my ci nie przeszkadzamy w takim razie. Hwaiting, Taeyah! - uśmiechnęła się do mnie jego dziewczyna, gestem pokazując, że mnie wspiera. W sumie lubiłam ją. Tylko jedno mi przeszkadzało, że była jego dziewczyną. Gdyby nie to, może nawet mogłybyśmy się zaprzyjaźnić.

- Dam z siebie wszystko - obiecałam, odwzajemniając uśmiech.

- No, moja krew - podszedł do mnie poczochrał mi włosy, jak młodszej siostrze.

Tym dla niego byłam. Młodszą siostrą. Niczym więcej. Nigdy nie mogłam liczyć na więcej.

Patrzyłam, jak odchodzą, trzymając się za ręce. Cały czas się uśmiechałam, nawet gdy już dawno zniknęli mi z oczu.

- Są wybierani przypadkowo, prawda? - spytałam, gdy usłyszałam, że ktoś do mnie podszedł. Wiedziałam, że to Mika, używała dość charakterystycznych perfum. - Ci idole?

- Tak powiedzieli - potwierdziła moja przyjaciółka, chociaż tak naprawdę nie potrzebowałam potwierdzenia.
Pamiętałam każde słowo wypowiedziane zarówno pierwszego wieczoru, gdy nieznany mężczyzna złożył nam dziwną propozycję, jak i następnego dnia, gdy podpisywałyśmy kontrakt. Od tamtego czasu minął tydzień i dziś miały rozpocząć się nagrania. Dziś wieczorem dowiemy się, z kim będziemy musiały pracować, dziś wieczorem poznamy kogoś, kto zwykle jest poza naszym zasięgiem. Dziś wieczorem zdarzy się coś, co nigdy nie miało się zdarzyć.

- Czuję, że dziś wieczorem spotkam swoje przeznaczenie - uśmiechnęłam się, dopiero teraz patrząc na moją towarzyszkę. - Idziemy? Ana będzie się niecierpliwić...


- Mika -

Mimo że spotkania z idolami miały wyglądać na przypadkowe, to i tak profesjonalni styliści poświęcili sporo czasu na to, byśmy wyglądały jak boginie. Chociaż tym razem było to nawet zrozumiałe, akcja pierwszego odcinka miała się dziać w klubie nocnym, a my musiałyśmy wyglądać na tyle pięknie, by zwrócić ich uwagę mimo tylu innych pięknych dziewczyn dookoła. Ale ponoć za każdym następnym razem też miało tak być, będą charakteryzować nas tak, by pasowało to do sytuacji w jakiej się znajdziemy, trochę jak w dramie, w pewnym sensie czułam się jak aktorka. Gdy mnie przebierali i malowali, nie mogłam spojrzeć w lustro. Dopiero gdy skończyli, postawili mnie przed nim, a ja zdziwiłam się, widząc dziewczynę, która przede mną stała. To byłam ja, ale jakby nie ja. Bardziej moja siostra bliźniaczka, która patrzyła na świat zbyt dużymi oczami dużej, ale wciąż niewinnej dziewczynki, ubrana w zwiewną i miejscami prześwitującą błękitną bluzkę, za którą dałabym się pokroić, żeby mieć ją na własność i w dżinsową spódniczkę mini. I w szpilki, za które też oddałabym całą moją miesięczną wypłatę, chociaż podejrzewałam, że kosztowały więcej. Błagam, niech mi pozwolą zatrzymać te ciuchy po nagraniach, zamiast obiecanej zapłaty za wykorzystanie wizerunku, chcę te ciuchy, więcej mi nie trzeba, serio... Przygryzłam wargę, a dziewczyna w lustrze spojrzała na mnie z zaciekawieniem. Zaskakiwało mnie to, jak mało makijażu miała na twarzy i jak dobrze to mimo wszystko wyglądało. Chyba sama zacznę się ograniczać tylko do odrobiny cienia na powieki i tuszu do rzęs. Zdawało się, że reszta kosmetyków, których zwykle używałam, była jednak totalnie zbędna.

Kiedy skończyłam się nacieszać widokiem mojej pięknej siostry bliźniaczki, spojrzałam w miejsce, gdzie moje przyjaciółki również podziwiały swoje odbicia. Już i tak duże oczy Taeyah podkreślone eyelinerem wydawały się jeszcze większe, a krwistoczerwona szminka oraz bardzo niesymetrycznie szyta czerwono-czarna sukienka nadawały jej dość niecodziennego wyglądu. Nasza mała dziewczynka, która zwykle starała się nie rzucać w oczy, dzisiaj zdecydowanie najbardziej przyciągała wzrok. Do tego czarne szpilki dodawały jej centymetrów, których zwykle jej brakowało, ale zastanawiałam się, czy da radę w nich chodzić, zwykle nie nosiła tak wysokich butów.

Ja chyba miałam sprawiać wrażenie grzecznej dziewczynki, a Taeyah wyglądała dziś po prostu gorąco i seksownie. Miałam wrażenie, że pozamieniałyśmy sie trochę rolami, ze narzucono nam trochę, kim mamy być, chociaż w zasadzie już na początku nas ostrzegli, że tak będzie. Mimo wszystko, uświadomiłam to sobie dopiero teraz.

Najbardziej do siebie podobna była Ana. Obcisłe dżinsy i gładki czarny top podkreślały jej szczupłą sylwetkę, a ponieważ jej strój sam w sobie nie był zbyt widowiskowy, w oczy znacznie bardziej rzucał się prosty acz stylowy srebrny wisior w kształcie gwiazdy. Na jej nadgarstku błyszczała delikatna srebrna bransoletka, a na jej ramieniu henną wytatuowano kilka gwiazd, między którymi widniały ozdobnym pismem napisane słowa "....twinkle twinkle little star...". Jej oczy również były podkreślone, ale lekko, zresztą cały jej makijaż był nałożony profesjonalnie, ale i tak sprawiał wrażenie raczej takiego codziennego, a nie takiego na imprezę. W sumie był bardzo podobny do tego, w którym widziałam ją zazwyczaj, no, może poza tym tatuażem.

- Gotowe? - jakaś kobieta ze staffu stanęła w drzwiach, patrząc po twarzach dziewczyn pytająco. Wszystkie pokiwałyśmy głowami. Wszystkie znaczy nie tylko my trzy, ale również inne dziewczyny, których nie znałyśmy, ale chyba też miały wystąpić w programie. Nie liczyłam dokładnie, ale byłam pewna, że razem było nas przynajmniej dziesięć. A jeśli to prawda, że z każdego boysbandu tylko jeden chłopak był w programie, to nie wiem, ile fandomów chcieli przyciągnąć przed telewizor, naprawdę.

Nie miałam jednak czasu, by się nad tym zastanawiać, bo byłyśmy jednymi z pierwszych, które miały się pojawić na miejscu nagrań. Chociaż bolało mnie trochę to, że wpuszczali nas oddzielnie, bo pewniej bym się czuła, mając Taeyah przy sobie. Zresztą Anę też, ale z nią nie byłam tak blisko jak z naszą kruszynką. Zresztą czułam, że ona też tak się czuła, bo wychodząc rzuciła mi jeszcze spojrzenie, pytające, czemu nie idę z nią. Rozłożyłam bezradnie ręce, patrząc, jak znika za drzwiami. W ostatniej chwili jakaś stylistka zaczęła mi jeszcze poprawiać włosy, więc po chwili i Ana zniknęła mi z oczu, nie mam pojęcia kiedy i gdzie. Dopiero po kilkunastu minutach ktoś zawołał też mnie i wskazał wejście do klubu, którego nie znałam, ale wyglądał na bardzo drogi, na taki, w którym autentycznie bawią się idole.

W pierwszej chwili oślepiły mnie kolorowe światła i ogłuszyła zbyt głośna muzyka, ale gdy tylko moje zmysły przyzwyczaiły się do panujących warunków, zaczęłam rozglądać się za dziewczynami. Nigdzie nie widziałam Taeyah, jednak dość szybko zauważyłam Anę siedzącą przy barze i popijającą jakiegoś drinka, swoim zwyczajem obserwując przy tym parkiet. Podeszłam do niej.

- Widziałaś gdzieś Taeyah? - spytałam, siadając na stołku obok niej.

W odpowiedzi Ana skinęła głową w stronę tańczących, a gdy spojrzałam w tamtą stronę również dość szybko zauważyłam moją przyjaciółkę poruszającą się w rytm muzyki. Przez moment chciałam wstać i podejść do niej, ale w ostatniej chwili zorientowałam się, że nie jest sama. Tańczyła z kimś, z jakimś chłopakiem, którego nie znałam. A raczej znałam z widzenia, z jakichś programów telewizyjnych, ale kompletnie nie potrafiłam skojarzyć jego imienia ani nic. W pobliżu dostrzegłam kamerzystę śledzącego każdy ich ruch. Uznałam, że na razie lepiej tam nie podchodzić.

- Jak nie ona - skomentowała Ana, przygryzając słomkę.

- Yhm - przyznałam, przez chwilę przyglądając się tańczącej parze, ale po chwili odwróciłam wzrok. - A ty jeszcze sama?

- Z tobą - odpowiedziała, uśmiechając się dziwnie, nie rozumiałam jej, nigdy jej nie rozumiałam.

Przez chwilę w milczeniu studiowałam kartę drinków, też chciałam się czegoś napić. Nim jednak zdążyłam się na coś zdecydować, barman postawił przede mną szklankę z bardzo dobrze wyglądającym napojem, którego na pewno nie zamawiałam, Ana chyba też nie. Spojrzałam na barmana pytająco, a on w odpowiedzi popatrzył znacząco gdzieś na prawo ode mnie. Podążyłam wzrokiem za jego spojrzeniem i po chwili dostrzegłam chłopaka, który uśmiechał się do mnie, podnosząc szklankę z tym samym napojem, jakby chciał wznieść ze mną toast. Odruchowo odwzajemniłam gest i dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że chyba nie powinnam tego robić.

Bo doskonale wiedziałam, kim jest ten chłopak, znałam tą twarz doskonale, z miliona teledysków, programów, zdjęć w magazynach. Znałam go bardzo dobrze, ponieważ moja dobra koleżanka go uwielbiała, była w nim po uszy zakochana, w sposób, w jaki tylko fanka może zakochać się w idolu. I ta właśnie koleżanka siedziała teraz obok mnie i doskonale widziała, jak zachęcony moją odpowiedzią chłopak wstaje i rusza w naszą stronę. Spanikowana spojrzałam na nią w poszukiwaniu jakiejś podpowiedzi, jak mogłabym go spławić czy coś. Nie pomogła mi.

- Baw się dobrze - rzuciła, uśmiechając się zachęcająco, po czym zwyczajnie wstała i zniknęła gdzieś w tłumie, zostawiając na barze niedopitego drinka i pozwalając mi na spokojnie podrywać jej biasa. Nie rozumiałam jej, naprawdę jej nie rozumiałam.


-Ana-

Gdy zostawiłam Mikę z chłopakiem, wyszłam na zewnątrz, nie mogłam zostać w klubie, dusiłam się w nim. Właściwie sama nie wiedziałam, co czułam przez to, co przed chwilą się stało. Przez ostatni tydzień miałam nadzieję, że to właśnie on będzie moim partnerem w tym programie, jednak okazało się, że to wcale nie on jest mi przeznaczony, a ja jestem po prostu głupia. W sumie nic nowego.

Odetchnęłam ciężko i podniosłam oczy ku niebu, by powstrzymać łzy napływające mi do oczu. Nie byliśmy w centrum, raczej na obrzeżach miasta, więc na niebie można było nawet dostrzec jakieś gwiazdy. Dawno ich nie widziałam, piękny widok.

- Piękną mamy dzisiaj noc. - usłyszałam nagle gdzieś zza siebie.

- Prawda - mruknęłam, nie odwracając się za siebie, już po głosie rozpoznałam, kto do mnie mówił, zastanawiałam się, czy to on miał być moim partnerem w tym programie czy to zwykły przypadek, że na niego wpadłam.

- Naprawdę mamy dzisiejszej nocy piękne niebo. - zaczął, po czym dodał odwracając się moją w stronę - Ale jeszcze piękniej wygląda odbite w twoich oczach.

- Skąd wiesz, jak jeszcze na ciebie nie spojrzałam? - spytałam, nieco rozbawiona, dalej spoglądając w niebo, wiedziałam, że gdy spuszczę wzrok, zobaczy mgłę w moich oczach, a nie chciałam, by spytał, czemu płaczę. - Może w moich oczach czai się tylko czyste zło, co wtedy?

- Nie musisz na mnie patrzeć, bym widział twoje oczy. - w jego głosie też słychać było nutkę wesołości - Zresztą gdybyś na mnie spojrzała, widziałbym tylko swoje odbicie.

- Zabrzmiało narcystycznie - stwierdziłam, czując, że łzy w moich oczach wysychają jeszcze przed tym nim zdążyły spłynąć. - Moje oczy to nie lustro.

- Cóż, takie są prawa fizyki, ale w sumie nie mogę się z tobą spierać, bo do tej pory jeszcze na mnie nie spojrzałaś, więc nie mogę tego wiedzieć. - stwierdził, a ja na krótką chwilę zapomniałam, dlaczego wyszłam z klubu. Na nagraniach średnio za nim przepadałam, ale teraz chciałam się uśmiechać, gdy z nim rozmawiałam. - Widzę przecież, że jesteś wyjątkowa, więc może i prawa fizyki nie mają na tobie zastosowania.

- Kto wie? - roześmiałam się, dalej nie odwracając wzroku od rozgwieżdżonego nieba. - Ale jeśli na ciebie nie spojrzę, to chyba się nie przekonamy, co?

- Raczej nie. - zgodził się ze mną - Ale czy to nie byłoby wspaniałe znaleźć jakiś dowód przeciwko wciskanym nam od dzieciństwa teoriom?

Nie wiedząc, co na to odpowiedzieć, po prostu roześmiałam się, może odrobinę sztucznie, ale kamera, którą dostrzegłam niedaleko przede mną dość mocno mnie peszyła. Dlatego też przez chwilę jeszcze udawałam, że wpatruję się w niebo, nim w końcu spuściłam wzrok i spojrzałam mu prosto w oczy.

- Więc? Co widzisz? - zapytałam, w sumie bardzo ciekawa odpowiedzi.

- Dwa niebieskie diamenty za szarą mgłą, w których kryje się dusza zagubionej dziewczyny. - odpowiedział, uśmiechając się przy tym lekko.

- Tego jeszcze nie słyszałam - przyznałam, chociaż wiedziałam, że póki kamera na nas patrzy, nie mogę traktować jego słów całkiem serio. - Naprawdę wyglądam na taką zagubioną?

- Ty, nie. Widać od lat ćwiczyłaś ukrywanie przed ludźmi swych prawdziwych uczuć, jeśli nie jesteś ich stuprocentowo pewna. Ale oczy nie kłamią, wiesz? Z oczu można wyczytać wszystko jeśli tylko się chce.

- Oczy to zwierciadła duszy, tak mówią. Niebezpiecznie jest patrzeć w nie zbyt długo, bo w każdej duszy czają się jakieś cienie. Lepiej, gdy się ich nie widzi - odpowiedziałam, nim zdążyłam ugryźć się w język.

- Skoro w każdej z duszy jest cień, to znaczy, że gdzieś w nich musi być światło. Bez światła nie może być cienia - odpowiedział, zgrabnie dopasowując się do mojego filozoficznego tonu.

- Im więcej światła, tym głębszy cień - pociągnęłam wątek, sama nie wiem po co. - Dlatego mówi się, że ludzie, którzy za dnia błyszczą, w nocy często płaczą...

- A ty do jakiego typu ludzi należysz? - spytał.

- Do tych, którzy za dnia są cieniem, za to mają najpiękniejsze sny - uśmiechnęłam się, spoglądając znów ku niebu i wyciągając rękę w geście, jakbym chciała złapać spadającą gwiazdę. - Nierealne, ale najpiękniejsze...

- Ale wiesz o tym, że najpiękniejsze z najpiękniejszych snów, tworzy się we dwoje? - zadał to pytanie, choć ton sugerował, że cokolwiek nie powiem, on już zna odpowiedź.

- Też tak słyszałam - odpowiedziałam spokojnie, na chwilę zapominając o obserwującej nas cały czas kamerze. - Albo że najpiękniejsze sny to te na jawie...

- Zawsze można takie stworzyć. - stwierdził chłopak, a ja znów poczułam na sobie jego wzrok, co znowu trochę mnie speszyło

Zaczęłam przeczesywać dłonią włosy, jak to zawsze robiłam, gdy nie wiedziałam, co powinnam zrobić. Rozsądek podpowiadał, że powinnam się wycofać, jednak zbyt bardzo podobała mi się ta gra, by teraz tak po prostu ją przerwać. Poza tym te kamery, w końcu kontrakt, który podpisałam przewidywał, że da widzom jakąś rozrywkę, a odrzucając zaloty chłopaka nie byłam w stanie zyskać kompletnie nic. Uśmiechnęłam się więc tylko do własnych myśli, a po chwili odwróciłam się do niego.

- Zabrzmiało jak propozycja - rzuciłam trochę zaczepnie, lubiłam używać tego tonu, nawet jeśli bardzo rzadko miałam ku temu okazję..

- Bo może to i była propozycja. - odpowiedział mi podobnym tonem - Teraz tylko zależy czy ją przyjmiesz - dodał, delikatnie zamykając moją dłoń w swojej.

- Nie jestem pewna, co właściwie mi proponujesz, ale.. - przerwałam na chwilę, obracając trochę dłoń, by nasze palce mogły się swobodnie spleść. - ...właściwie to pomyślałam, że miło byłoby wiedzieć, z kim tak właściwie rozmawiam - uśmiechnęłam się zaczepnie, dając mu do zrozumienia, że nawet nie znam jeszcze jego imienia, a nie zwykłam przystawać na propozycje od nieznajomych.

Chłopak tylko cicho się na to roześmiał, po czym w bardzo pięknych słowach przedstawił się, oprócz imienia zdradzając mi również kilka faktów, które tak czy siak znałam już z internetu. Ale gdy on je mówił, brzmiały jakoś prawdziwiej niż wtedy, gdy czytałam je w sieci.

- Jestem Ana - przedstawiłam się również

- Ana to nie jest koreańskie imię - zauważył.

- Fakt, to akronim - roześmiała się. - Zresztą rzadko go używam, tylko w wyjątkowych sytuacjach... - z tymi słowami uśmiechnęłam się znacząco, mając nadzieję, że wygląda to dokładnie tak, jak powinno wyglądać

- Hmm... - zaczął, najwyraźniej podejmując moją grę. - Więc mam rozumieć, że właśnie przeżywamy coś wyjątkowego?

- W pewnym sensie, na pewno - roześmiałam się również, delikatnie ciągnąc go za rękę, by podszedł trochę bliżej.

- Tylko w pewnym sensie? - spytał, jednocześnie zbliżając swoją twarz do mojej, jakby chciał mnie pocałować.


Zamknęłam oczy...

niedziela, 16 marca 2014

just unreal - 00 - prolog

Ssaa... Nie wiem, co mi odwaliło, że zaczęłam pisać to opko, które będzie swego rodzaju fanfickiem, chociaż jak ktoś czytał moje wcześniejsze fanficki, to wie, że raczej nie warto się spodziewać fajerwerków, to raczej coś bardzo oklepanego, fanki i idole, wiadomo jak się skończy, nie? ;p;p Chociaż osobiście nie wiem, co mi z tego wyjdzie, w sumie nawet  jeszcze nie wiem, o kim dokładnie to będzie z idoli, chociaż mam kilka osób na myśli :P Nie planuję tego robić długiego, max 10 rozdziałów, ale bardzo możliwe, że mniej. Mam nadzieję, że uda mi się dojść do końca, ale nie wiem, ja nie umiem pisać ff, a mój komputer chyba nie lubi, jak mimo wszystko próbuję, bo wczoraj usunął mi całe 2 strony rozdziału, normalnie myślałam, że coś komuś zrobię. W każdym razie kończę marudzić, chociaż to akurat wychodzi mi bardzo dobrze i zapraszam do zapoznania się z zapowiedzią, bo prawdziwa historia zaczyna się dopiero w następnym rozdziale ;p;p



piątek, 14 lutego 2014

Serpenti - 05 - Aniol

Następnego dnia rano budziki członków Serpenti były nastawione kolejno: Hyunsoo na 5:40, Shihyuna na 5:50 i Yoonsuka na 6:00. Nie wiadomo więc, o której musiały zadzwonić telefony bliźniaków, bo nim zdążył się obudzić którykolwiek z pozostałych członków, oni byli już na nogach. A zanim którakolwiek komórka zdążyła zagrać swoją poranną melodię, starsi panowie również już nie spali. Ponieważ  maknae zwyczajnie nie pozwolili im spać.

Dokładnie o 5:15 do pokoju, w którym mieszkali Hyunsoo i Yoonsuk, z radosną piosenką na ustach wpadł K, który najpierw wskoczył na łóżko starszego z chłopaków, a później z niego przeskoczył na drugie łóżko, prawie przy tym zdeptując smacznie śpiącego blondyna. Cały czas śpiewając/krzycząc coś o tym, że słonko już wstało, piękny mamy dzionek i że na stole w salonie czeka na nich śniadanie i gorąca kawka.

- Jest 5:17, idioto, pogrzało cię? – jęknął Kim, który obudził się od razu, kiedy tylko coś ciężkiego zwaliło mu się na łóżko. W pierwszej chwili zerwał się, nie wiedząc, co się dzieje, ale po zerknięciu na zegarek z powrotem przykrył się kołdrą.

- Hey, hyung, wstawaj… - K tym razem delikatnie potrząsnął kolegą, który tylko jeszcze mocniej nakrył się kołdrą. – Hyunsoo-hyung, kawa ci wystygnie, jak zaraz nie wstaniesz, hyung~~~ - z każdym kolejnym słowem maknae potrząsał nim coraz mocniej, a jego ton z pieszczotliwego zmieniał się na coraz bardziej płaczliwy.

W końcu Kim nie mógł już tego słuchać.

- Dobra, wstaję – jęknął, odkrywając się i siadając na brzegu łóżka. – Ale lepiej, żeby ta kawa tam naprawdę była – dodał, patrząc na bliźniaka groźnie, na co ten tylko uśmiechnął się promiennie i jeszcze raz z impetem skoczył na łóżko Yoonsuka, który za pierwszym razem w ogóle nie zareagował.

- Yoonsuk-sshi, Yoonsuk-ah, Yoonsuk-hyung, Yoonsuk… - szeptał mu do ucha czule, cały czas lekko nim potrząsając. – Wake up, baby, wake up~~

- „Baby”? – prychnął Hyunsoo, jeszcze nie do końca przytomnie szukając swoich ubrań na dziś. – Może od razu zróbcie sobie razem zdjęcie w tym łóżku i wstaw je na twittera?  - zażartował, ale już po chwili tego pożałował, po minie K’a widząc, że temu naprawdę  spodobał się ten pomysł.

- Jesteś genialny, hyung! – wykrzyknął uradowany maknae i zaczął szukać po kieszeniach swojej komórki.

- Fajnie – mruknął tylko Kim, kręcąc głową z niedowierzaniem, a po chwili wyszedł z pokoju, bo jak kiedy indziej chętnie obejrzałby to przedstawienie, tak o tej porze zwyczajnie nie miał nastroju.

Miał zamiar iść najpierw do łazienki, ogarnąć się trochę, ale po chwili stwierdził, że najpierw sprawdzi, czy ta kawa na stole to prawda a nie bajka zmyślona, żeby wyciągnąć go z łóżka.  Na szczęście okazało się, że K nie blefował i w salonie powitał go zapach mocnej czarnej kawy, takiej, jaką lubił najbardziej. A oprócz tego widok kompletnego śniadania, którego przygotowanie musiało bliźniakom zająć przynajmniej godzinę. A na kanapie uśmiechniętego J’a  i lidera wprawdzie ogarniętego, ale nie wyglądającego na specjalnie zachwyconego pobudką o tej godzinie.

- Dobry – przywitał się Hyunsoo, zajmując miejsce przy stole.

- Ta, cześć – mruknął Shihyun półprzytomnie.

- Good morning!! – uśmiechnął się wesoło J.  – Jak się spało? Częstuj się – dodał, podsuwając mu pod nos miseczkę z ryżem.

- Dzięki – uśmiechnął się Kim, który zdążył się już trochę rozbudzić, dlatego też z chęcią zajął się jedzeniem śniadania, zwłaszcza że poprzedniego wieczoru nie zjadł nic na kolację.

Lider też jadł swoją porcję, ale jakby z mniejszym apetytem, co mogło być spowodowane zarówno wczesną porą jak i natrętnym spojrzeniem J’a, który przynajmniej od kilkunastu minut ani na chwilę nie spuszczał z niego oka.

- Ej, młody, nie patrz tak na niego, bo w ten sposób to nic nie zje – zwrócił mu w końcu uwagę Hyunsoo, którego niepewna mina lidera zaczynała trochę bawić, ale z drugiej strony chciał, żeby przyjaciel coś zjadł przed kolejnym męczącym dniem.

- Ale co mu przeszkadza to, że się patrzę? – spytał obrażony Junki, ale posłusznie odwrócił się od lidera i zajął się na chwilę swoim telefonem.

Klikał na nim chwilę, gdy w którymś momencie bez ostrzeżenia po prostu zerwał się z kanapy i szybkim krokiem wyszedł z salonu. Po chwili z głębi mieszkania dotarł do nich jego głos, krzyczący do K’a.

- Hey, Brother! Ty nie romansuj mi tu, tylko obaj chodźcie na śniadanie!

Po tym słychać jeszcze było trzaśnięcie drzwi, prawdopodobnie tych do pokoju Hyunsoo i Yoonsuka, a po chwili J był z powrotem.

- Serio wstawił to zdjęcie? Pokaż – zaśmiał się Kim, a J w odpowiedzi tylko podał mu swój telefon.

I faktycznie, na koncie bliźniaków na twitterze widniała już piękna fotka uśmiechniętego K’a przytulonego do śpiącego i nieświadomego niczego Yoonsuka.

„from K:  he’s so cute while sleeping. Teraz aż żal mi go budzić…  (“⌒∇⌒”)”

- Faktycznie „so cute” – parsknął Hyunsoo, krztusząc się przy tym jedzeniem.

- Żyj, hyung – J zerwał się, żeby poklepać kolegę po plecach.

- Właśnie, Soo, nie umieraj jeszcze, nie zostawiaj mnie z nimi samego… - dodał Shihyun tonem coś pomiędzy żartem a krzykiem rozpaczy, na co Kim tylko zaczął się śmiać, przez co rozkaszlał się jeszcze bardziej.

Gdy już zaczął dochodzić do siebie, do salonu weszli w końcu K i Yoonsuk, którzy widząc sytuację, spojrzeli na chłopaków pytająco.

- Patrz! Widzisz, co narobiłeś? Hyunsoo-hyung umiera przez ciebie – naskoczył J na brata nie do końca serio, na co poszkodowany znów zaczął śmiać, i dusić przy tym, natomiast K chyba naprawdę się przestraszył, a przynajmniej tak wyglądał. Yoonsuk w sumie w ogóle chyba nie zarejestrował, co się dzieje, było za wcześnie.

- Spokojnie, chyba jeszcze żyję – wydusił z siebie Kim, w miarę opanowując zarówno atak kaszlu jak i śmiech. – Jedzmy… Szkoda, żeby się coś z tego zmarnowało. W ogóle kto robił śniadanie? Bo jest naprawdę dobre…

- Ja! – rozpromienił się K. – No i brat też, razem robiliśmy… A Kyungjung-hyunga jeszcze nie ma? – dodał po chwili zdziwionym tonem.

- No, dziwne, powinien już być – stwierdził J, zerkając na zegarek.

- Jeszcze wcześnie przecież, o tej godzinie zwykle wstajemy, będzie za pół godziny pewnie – stwierdził Shihyun, kończąc swój posiłek i odsuwając od siebie miskę.

Nim jednak ktokolwiek zdążył mu odpowiedzieć, w powietrzu rozbrzmiał dźwięk dzwonka, na który K szybko zerwał się, by otworzyć, chociaż doskonale wiedzieli, że menedżer ma klucz i mógłby po prostu wejść do mieszkania, a tylko z grzeczności zawsze mimo wszystko dzwonił. Po chwili maknae wrócił do salonu w towarzystwie Kyungjunga oraz kogoś jeszcze, kogo widzieli pierwszy raz w życiu. Był to chłopak, na oko starszy od nich, ale nie potrafili określić jak dużo, przy tym dość przystojny i wyglądał też na pewnego siebie. Nie podobało im się to.

- A ty to kto? – spytał J podejrzliwie, nawet nie przywitawszy się wcześniej. – Już mówiliśmy, że nie chcemy nowego członka.

- Ta, słyszałem – roześmiał się nieznajomy. – Ale spokojnie, kompletnie nie umiem śpiewać, tańczyć tym bardziej, a z planu filmowego wywaliliby mnie po jednej kwestii. Ale niestety nie zmienia to faktu, że od przyszłego tygodnia będziecie mnie widywać codziennie. Najwyraźniej dyrekcja stwierdziła, że już jesteście za popularni na to, by mieć tylko jednego menedżera.

- Czyli że.. życzenie hyunga się spełniło! – dedukował głośno K.

- Na to wygląda – przyznał mu rację Kyungjung. – Poznajcie, to Kim Junghoon, od przyszłego tygodnia będzie się wami zajmował razem ze mną.

- Od przyszłego tygodnia? – zaciekawił się J.

- Muszę jeszcze dokończyć parę rzeczy w związku z poprzednią robotą. – wyjaśnił nowy. - Dzisiaj przyszedłem się przedstawić. Miło was poznać, chłopaki. Mam nadzieję, że będzie się nam dobrze razem pracowało – uśmiechnął się, a członkowie Serpenti zgodnie odwzajemnili uśmiech. Było w nim coś, co budziło ich sympatię.

- Dobra, skoro już wszyscy się znają, to plan na dziś jest taki: rano macie ćwiczenia z tańca, bo wczoraj schrzaniliście i powiedziano mi, że nie wypuszczą was sali, jak nie pokażecie dzisiaj na co was stać, więc mam nadzieję, że się ogarnęliście. Potem Hyunsoo jedzie na sesję zdjęciową…

- Czemu tylko ja? – przerwał mu Kim, niekoniecznie zachwycony z tego powodu.

- Bo ciebie chcieli, jakiś problem?

- Żadnego…

- To dobrze. Więc dalej… - kontynuował menedżer – W tym czasie Shihyun będzie miał czas na dokończenie piosenki na galę, masz ją oddać do piątku, więc lepiej nie zmarnuj tych kilku godzin. A bliźniaki mają spotkanie z Xavierem w kwestii części rapowej nowej piosenki. A Yoonsuk… - zawiesił się na chwilę. 

– Ty pojedziesz ze mną na zakupy, wygląda na to, że te diabły wykorzystały wszystko, co mieliście w lodówce na to śniadanie, którego swoją drogą chętnie spróbuję – zakończył swój monolog, siadając na kanapie i trochę spychając z niej przy tym J’a.

- Też siadaj, starczy dla wszystkich – rzucił Hyunsoo w stronę Junghoona, który dalej stał przy drzwiach.

- Właśnie, siadaj, człowiek musi się najeść przed pracą – dodał Kyungjung, po czym nagle jakby sobie o czymś przypomniał. – A ty… albo ty – wycelował palcem najpierw w jednego, a potem w drugiego bliźniaka. – Zresztą nieważne, innych też się to tyczy. Niech wam nigdy więcej nie przyjdzie do głowy, żeby dzwonić do mnie po północy, jeśli nie jest to sprawa życia i śmierci. Jasne?

- Tak, hyung – przytaknęli chłopcy zgodnym chórkiem, po czym wszyscy zabrali się za kończenie śniadania, a J po tym, jak przyniósł dodatkową miskę ryżu dla Junghoona, sam wrócił do kuchni i zaczął zmywać naczynia. Zapowiadał się męczący dzień, jak zwykle. Ale przynajmniej udało mu się załatwić to, co chciał.

***

Po wczorajszym kazaniu członkowie Serpenti faktycznie wzięli się w garść i tym razem zatańczyli układ do nowej piosenki prawie idealnie. Chociaż wciąż jeszcze brakowało im stuprocentowej synchronizacji, to i tak byli na dobrej drodze, żaden nie mylił dzisiaj kroków, bez wahania zamieniali się miejscami i ogólnie bardzo dobrze im szło. Jakby chcieli nadrobić za dwa dni od razu. Ich trener był pod wrażeniem, ale i tak przytrzymał ich przez cały przeznaczony na to czas, każąc w nieskończoność powtarzać nie tylko nowy, ale również stare układy, żeby przypadkiem nie zapomnieli nawet jednego ruchu. Po trzech godzinach treningu wszyscy dosłownie padali z nóg, a czekał ich jeszcze cały dzień innych obowiązków, o czym przypomniał im menedżer, zgarniając od razu do samochodu Hyunsoo i Yoonsuka. A gdy tylko tamci zniknęli im z oczu bliźniacy również szybko ruszyli w stronę studia, w którym zwykle urzędował Xander i w którym też miał na nich czekać. Natomiast Shihyun pozostawiony sam sobie od razu skierował swoje kroki w stronę schodów na dach. Wiedział, że musi dokończyć dziś komponować piosenkę, bo nie wiadomo kiedy znów bliźniacy załatwią mu trochę czasu. Bo był pewien, że to ich zasługa, że go dostał. Tylko nie wiedział, czy zrobili to dlatego, że go lubią, czy raczej dlatego, że nie lubią Ace’a, ale wolał się nad tym nie zastanawiać. Zwłaszcza że w którymś momencie zorientował się, że prawie biegnie, przeskakując po dwa schodki naraz, mimo że jeszcze chwilę wcześniej myślał, że zaraz umrze ze zmęczenia. Nie wiedział, czemu się tak śpieszy, fortepian mu nie ucieknie, chyba.

I faktycznie, nie uciekł. Stał tam, gdzie zawsze, po środku opuszczonej sali, tym razem naprawdę pustej. Ani śladu tajemniczej dziewczyny, ani nikogo innego. I dopiero gdy przemknęło mu przez głowę to pełne zawodu „Nie ma jej”, dotarło do niego, dlaczego tak się śpieszył. Chciał ją zobaczyć. Z ciekawości, chciał zobaczyć jej twarz, zobaczyć, kto jeszcze uciekał do tego miejsca, którego wszyscy raczej unikali. Ale wyglądało na to, że jednak nikt. A przynajmniej nie dzisiaj. Tylko on. W sumie dobrze, nie potrzebował towarzystwa, gdy komponował. Raczej wręcz przeciwnie.

Chłopak usiadł przy fortepianie i dla rozruszania palców zagrał pierwszą lepszą melodię, która przyszła mu do głowy. Akurat było to „My prayer”, ulubiona piosenka jego młodszej siostry, którą często kazała mu dla siebie grać. Odkąd wyprowadził się z domu, dawno tego nie robił, więc stwierdził, że dobrze by było ją sobie przypomnieć. Gdy skończył, wyciągnął z torby nuty piosenki, którą zaczął tworzyć ostatnio po trochu z pamięci, po trochu z tych nut zagrał pierwszą dłuższy fragment, jednocześnie w myślach szukając odpowiednich słów, które pasowałyby do melodii. Zagrał parę razy to samo, praktycznie nie przestając ani na chwilę, przy którymś powtórzeniu zaczął cicho nucić tekst, który prze cały ten czas układał mu się w głowie.

„Spotkałem Cię tylko raz.
A nawet nie, to nie było spotkanie
Widziałem Cię tylko raz
Twą sylwetkę, nie Twą twarz
Bezimienna, kim jesteś, czy istniejesz gdzieś?
Bezimienna, może byłaś tylko snem?
Bezimienna, spójrz na mnie chociaż raz
Chcę ujrzeć w Twoich oczach blask…”

Zagrał melodię jeszcze raz, jednak na razie nie miał pomysłu na tekst drugiej zwrotki, cieszył się, że udało mu się stworzyć chociaż tyle. Przerwał na chwilę i sięgnął po ołówek, by zapisać to, co wymyślił, zanim mu ucieknie. Gdy jednak tylko ostatni dźwięk skończył rozbrzmiewać w powietrzu, zastąpił go odgłos dłoni uderzającej o drugą dłoń.

Odwrócił się, szybko, bez zastanowienia, by zobaczyć dziewczynę opierającą się o framugę drzwi i z lekkim uśmiechem n ustach bijącą mu brawo. Nie miał wątpliwości co do tego, że była to ta sama osoba, którą widział ostatnio. Wszędzie rozpoznałby te długie kasztanowe włosy, falą spływające na jej ramiona. I nawet strój chyba miała ten sam, widocznie przeznaczony do ćwiczeń. Chciał coś powiedzieć, spytać, kim jest, przedstawić się, spytać, co tu robi, cokolwiek. Ale nim zdążył zebra myśli, dziewczyna odezwała się pierwsza

- To było naprawdę piękne – powiedziała, uśmiechając się szerzej, miała śliczny łagodny, ciepły głos.

- Dziękuję – zdążył tylko wydusić, bardziej odruchowo niż żeby wiedział, co właściwie mówi.

Na to dziewczyna posłała mu tylko jeszcze jeden ciepły uśmiech, odwróciła się na pięcie i zniknęła za drzwiami.

- Zaczekaj! – krzyknął, ale nie posłuchała.

Zerwał się z miejsca najszybciej, jak mógł i pobiegł za nią. Dobiegł do pierwszego skrzyżowania korytarzy piętro niżej, ale nie udało mu się jej dogonić, a nie wiedział, gdzie mogła skręcić, więc dalsza pogoń nie miała sensu. Zerknął na drzwi od windy, nad którymi wyświetlały się coraz mniejsze cyfry, widocznie zjeżdżała na dół. Nie złapie jej już, nieważne, czy poczeka na windę, czy zbiegnie schodami, nie ma szans, to nie drama, tylko życie, tu nie uda mu się zagiąć czasoprzestrzeni.

Zresztą po co w ogóle chciał to zrobić? Po co za nią gonił? Dlaczego chce wiedzieć, kim ona jest? Zakochał się? Nie, niemożliwe, nie wierzył w miłość od pierwszego wejrzenia. Ale spodobała mu się, to na pewno. Była śliczna, właściwie powiedziałby wręcz, że piękna. Miała delikatną, dziewczęcą urodę i ciepły uśmiech. I była intrygująca, tak cholernie intrygująca. Wiedział, po prostu wiedział, że będzie o niej myślał, dopóki nie dowie się o niej czegoś więcej. Była zagadką, którą chciał rozwiązać, swego rodzaju wyzwaniem. Nie wiedział, co potem, co będzie czuł, gdy dziewczyna nie będzie już dla niego tajemnicą, miał nadzieję, że nic, że straci zainteresowanie, idol nie powinien się zakochiwać, zwłaszcza nie zaraz po debiucie. Ale to się okaże, gdy już pozna ją lepiej. Nie dzisiaj, może jutro, może za tydzień, może za pół roku, kiedyś na pewno, nie było limitu czasowego.

W przeciwieństwie do piosenki, którą musiał skończyć do piątku, i pewnie jeszcze nagrać jakieś demo czy coś. Prezes nie skonkretyzował, w jakiej formie mają mu zaprezentować te utwory, a taka wydała się najsensowniejsza. Ale zanim pójdzie prosić musiał dokończyć kompozycję. Z tą myślą wrócił na swoje miejsce przy starym pianinie i znów położył palce na klawiszach. Zagrał jeszcze raz kawałek, który miał gotowy wcześniej, po czym bez zastanowienia kontynuował, zachowując główną linię melodyczną, ale dodając do niej trochę wariacji i nieco przyśpieszając tempa. Gdy zaczął śpiewać, w jego głosie słychać było tęsknotę, niecierpliwość, irytację i… kompletną fascynację, której zawsze brakowało w jego piosenkach.
„Dziś widziałem Cię drugi raz
Uśmiechnęłaś się, nadzieję dałaś, by zaraz zniknąć…”

***

Bliźniacy zjawili się w studio Xandera z radosnym pozdrowieniem na ustach, a producent odwzajemnił im się tym samym. Wiedzieli, że ich lubił, to on skomponował i wyprodukował „Poison” i naprawdę dobrze im się z nim pracowało zarówno przy samych nagraniach wokali, jak i przy tworzeniu tekstu rapowego do piosenki. Xander był dość młodym producentem, miał może ze 25-26 lat, chyba nie więcej. Dostał się do agencji, przechodząc przez standardowe przesłuchania i nawet przez rok czy dwa był zwykłym trainee, ale w którymś momencie okazało się, że lepszy z niego kompozytor/producent niż idol, co CEO postanowił wykorzystać. I dobrze, bo korzystała na tym cała agencja, Xander tworzył prawdziwe majstersztyki i naprawdę lubił swoją pracę. A idole lubili jego. Ponieważ producent twierdził, że raperzy sami najlepiej czują, co chcą przekazać słuchaczowi, nigdy nie pisał im tekstów, a tylko zostawiał w piosenkach miejsce, w którym ten rap powinien być i dawał im samym wymyślić sobie co i jak chcą w tym miejscu zarapować. Dzięki temu też bracia Choi znali piosenki wcześniej niż reszta Serpenti, oczywiście o ile było w nich miejsce na rap i o ile tworzył je Xander, tak jak tym razem.

- Hello, hyung! – przywitał się K wesoło. – Słyszeliśmy, że coś dla nas masz.

- Dobrze słyszeliście, siadajcie – uśmiechnął się Xander, wskazując dłonią na kanapę pod ścianą, przed którą stał mały stolik, a na nim leżały dwie kartki z tekstem piosenki.

Utworek był zatytułowany „Angel” i miał naprawdę piękną, co chłopcy zgodnie stwierdzili po odsłuchaniu go w wykonaniu kompozytora, melodię oraz wzruszający tekst.

- Jak dla mnie to idealne na piosenkę tytułową nowego singla – stwierdził J, jeszcze raz ogarniając wzrokiem tekst, gdy muzyka już umilkła.

- Przecież macie już piosenkę tytułową – zauważył Xander, odkładając gitarę i siadając z laptopem obok nich. – Chyba coś szybszego i bardziej chwytliwego.

- Niby tak, ale myślę, że to byłoby lepsze – upierał się Junki. - „Poison” było szybkie, przydałoby się coś nastrojowego dla odmiany, to by było idealne.

- Też tak myślę – przytaknął bratu K. – Pogadamy z Kyungjung-hyungiem, na pewno załatwi zmianę. Zwłaszcza że na występach promocyjnych i tak byśmy śpiewali oba kawałki, tak mi się wydaje – wzruszył ramionami.

- I za to was lubię, zawsze mnie chwalicie – roześmiał się kompozytor, ale po chwilę spoważniał. – Ale nie po to tutaj przyszliście, macie robotę do wykonania.

- Jasne, wiemy – przytaknął J, po czym na chwilę zamyślił się nad tekstem. – Ta piosenka jest o rozstaniu, prawda? O rozstaniu wbrew woli obu stron. Właściwie… czy to jest o śmierci, czy ona umarła? – chłopak spojrzał pytająco na Xandera, jednak nawet gdyby tamten nie skinął głową, ze smutku w jego oczach można było wyczytać odpowiedź. I że ta historia była prawdziwa.

Nie zapytał, kim dla producenta była dziewczyna, o której pisał. To nie było teraz ważne. Ale fakt, że ona naprawdę istniała, sprawiał, że tym bardziej chciał, by ten utwór był tym najważniejszym. Niech ludzie poznają tę historię. Była naprawdę cudowna, choć smutna.

- Była jak anioł, niewinna, pełna światła – odczytywał J dalej, spomiędzy wierszy w tekście. – Odchodząc, nic nie zabrała. Zostawiła wiarę w ludzi i w lepsze jutro. Nie udało mu się jej zatrzymać, nie miał prawa sprzeciwiać się woli Bożej, mimo to próbował, do samego końca udawali, że będą razem wiecznie. A ona odeszła z uśmiechem, do ostatniej sekundy ściskając jego rękę…

Tego wszystkiego tam nie było. Trochę czytał, trochę po prostu wyobrażał sobie tę sytuację. W tej piosence był smutek, wiadomo, dużo smutku Ale nie było żalu ani gniewu, żadnych więcej negatywnych emocji. Za to dużo światła, nadziei, wiary… Już właściwie wiedział, jakie powinny być brakujące słowa. Nabrał więc powietrza i zaczął rapować.

„Byłaś jak biała lilia, piękna i niewinna
U Twoich ramion skrzydła, chciałem
Spytać, czemu zeszłaś do tego świata grzechu
Chciałem Cię chronić, chciałem
Widzieć twój uśmiech co dzień rano
Czułem, już niedługo Bóg wezwie Cię do siebie
Lecz udawałem, że nie wiem”

Rapując, zamknął oczy, wczuwając się w to, o czym miał śpiewać. Widział to, czuł to, całym sobą. Gdy kończył, uchylił powieki i spojrzał na Xandera w oczekiwaniu na opinię.

- Czujesz to – powiedział kompozytor z uznaniem. – Podoba mi się, naprawdę mi się podoba – dodał, dopisując nowe wersy do tekstu, żeby nie zapomnieć.

- Nieźle, nie wiedziałam, że maknae Serpenti są tacy utalentowani – z okolic drzwi dobiegł do nich nagle dziewczęcy głos, należący do kogoś, kogo żaden z bliźniaków się nie spodziewał – Park Taehee.

- Dzięki – odpowiedział krótko J, bo po prostu tak wypadało. Naprawdę to zirytowało go to, że go słuchała. – Co tu robisz, Taehee-sshi? Słyszałem, że pomagasz Ace’owi w przygotowaniach do pojedynku… - zawiesił głos w oczekiwaniu na reakcję.

Dziewczyna wyglądała na zaskoczoną tym niespodziewanym atakiem. Bo bez wątpienia był to atak, nawet jeśli wyprowadzony dość przyjacielskim tonem. Chyba nie wiedziała, co odpowiedzieć, więc na kilka chwil tylko przygryzła dolną wargę, nie spuszczając wzroku z Junkiego.

- Pojedynek? Jaki pojedynek? Czemu ja o niczym nie wiem? – zainteresował się Xander. W oczekiwaniu na odpowiedź patrzył na zmianę to na bliźniaków, to na Taehee.

- Ja też nic nie wiem – K podniósł ręce w obronnym geście. – Jaki pojedynek, brother?

- Po co przyszłaś, Taehee-sshi? – powtórzył J pytanie, ignorując pytania Xandera i Minkiego. – Jesteśmy zajęci. Przeszkadzasz.

- Przyszłam po nagrania wokali KT, masz je? – zwróciła się do producenta, starając się ignorować bliźniaków.

- A, tak, masz tam czarnego pendrive’a na półce przy drzwiach, wszystko jest na nim – odpowiedział mężczyzna, wskazując palcem na miejsce, o którym mówił.

- Dzięki – rzuciła, biorąc do ręki przedmiot, po czym schowała go do kieszeni. – I powodzenia – dodała, uśmiechając się promiennie, a po chwili już jej nie było.


Bliźniakom zdawało się, że przy jej wyjściu drzwi trzasnęły odrobinę za głośno.

środa, 29 stycznia 2014

Serpenti - 04 - Pół-uczciwa gra

Jaa... Wiem, że nikt tegonie czyta, zresztą wcale się nie dziwię, ale sesja przyszła, w związku czym mam dużo Weny do wykorzystania i nie dość, że jakoś tak szybko mi idzie pisanie rozdziału, to jeszcze zrobiłam podstronę z bohaterami, którą możecie sobie zobaczyć w panelu bocznym. To mniej więcej tak sobie bohaterów wyobrażam, więc jak od tej pory będę używała określeń typu "blondyn" czy "najstarszy z nich" to dzięki podstronie możecie ogarnąć, o kim mowa, bo właściwie nic więcej i tak tam nie ma, tylko zdjęcia, nazwiska i wiek, no i jeszcze pozycja w zespole, ale tego idzie się z samej treści domyślić, soo ;p Dobra, już nie przynudzam, bo w sumie i tak nie mam o czym. Jeśli ktoś to jednak czyta, to miłej lektury życzę.


Ace stał przed drzwiami do gabinetu CEO z ręką uniesioną  tak, jakby zaraz miał zapukać, jednak wciąż wahał się, czy to zrobić. Gdyby nie spotkał po drodze Yoonsuka, prawdopodobnie nie przyszedłby tu dzisiaj. Nie podjął jeszcze decyzji, czy stanąć do pojedynku z Shihyunem. Nie podjął, bo wiedział, że uczciwie z nim nie wygra. By mieć szansę, musiał oszukiwać, a jego rywalizacja z Jungiem zawsze była czystą grą. Nie chciał by tym razem było inaczej. Ale jednocześnie naprawdę chciał wygrać. Całe jego życie mogło zależeć od tego pojedynku. Właściwie to musiał wygrać. Dlaczego więc wciąż się wahał?

- Masz zamiar wejść? – z bitwy z myślami wyrwał go dziewczęcy głos, jednak nie od razu na niego zareagował. – Oppa?

- Mam zamiar – odpowiedział, zerkając na dziewczynę, którą tydzień wcześniej spotkał w kawiarni. Dziś nie uśmiechała się jak ostatnio, po prostu patrzyła na niego pytająco.

Dalej nie wiedział, kim była, ale to nie zmieniało faktu, że to przez nią miał teraz dylemat. Godzinę po tym, jak wręczyła mu tajemniczą kopertę, zadzwonił do niego CEO, by zaprosić go na rozmowę. Wtedy też poinformował go o pojedynku z Shihyunem i o zasadach, jakie na nim obowiązywały.  Dowiedział się, że piosenkę, którą zaśpiewa, miał napisać sobie sam, użycie czyjejś kompozycji w ogóle nie wchodziło w grę. Prezes zdawał się być kompletnie nieświadomy tego, jaki prezent trochę wcześniej otrzymał Ace, a on źle czuł się z tym, że wykorzystanie go byłoby naruszeniem zasad. Z drugiej strony wiedział, że uczciwie z Jungiem nie wygra, lider komponował piosenki już w liceum i te kawałki, które Sungjin słyszał, były naprawdę dobre. A te, które tworzy teraz, pewnie są jeszcze lepsze. Więc nawet jeśli udałoby mu się stworzyć samemu cokolwiek, to i tak na pewno by przegrał. Tymczasem piosenka, którą podarowała mu nieznajoma była naprawdę świetna, wiedział, że mógłby ją zaśpiewać. I że mógłby z nią wygrać.

- Więc czemu nie wchodzisz? – spytała znów nieznajoma, gdy przez kolejną minutę nie ruszył się ani o centymetr.

- Szef wie, że dałaś mi tą piosenkę? – zapytał, zamiast odpowiedzieć.

- Co? Jasne, że nie. Chyba że od ciebie – odpowiedziała dziewczyna, przewracając oczami. – Wujek ma hopla na punkcie czystej gry, równych szans i tak dalej. Nie pozwoliłby ci wystąpić, gdyby wiedział.

Wujek? A więc CEO był jej wujkiem, nie ojcem, jak podejrzewał na początku. Mimo wszystko wciąż łączyły ich więzy krwi, pewnie dlatego wiedziała o pojedynku wcześniej niż Ace i jeszcze zdążyła przygotować dla niego prezent.  Musieli rozmawiać o tym na rodzinnej kolacji czy coś, co w sumie i tak byłoby dziwne. Chłopak nie wiedział, co o tym myśleć. I jeszcze bardziej nie wiedział, czy skorzystać z oferty dziewczyny, czy po prostu zrezygnować z pojedynku. Nie chciał oszukiwać…

- Wahasz się? – spytała, gdy nijak nie zareagował na jej wypowiedź. – Damn…  - rzuciła, przepychając się obok niego i naciskając klamkę. – Wchodzę~!

Krzyknęła to, już właściwie wchodząc do środka i ciągnąc zdezorientowanego Ace’a za sobą. Na ich widok siedzący za biurkiem prezes uśmiechnął się.

- Dobry, szefie! – rzuciła dziewczyna z dość dziwnym uśmiechem na ustach. – Patrz, kogo spotkałam pod drzwiami.

- Dzień dobry – przywitał się szybko Sungjin, wiedząc, że mówi o nim.

- Powiedział, że przyniósł piosenkę na pojedynek, dlatego weszłam z nim. Chcę posłuchać – oznajmiła jak gdyby nigdy nic, po czym odwróciła się w stronę chłopaka i wzrokiem mówiąc mu „Jak mnie zdradzisz, nie żyjesz”, głośno powiedziała: - Pokaż ją, jestem ciekawa.

Po tych słowach podeszła do jednego z krzeseł obrotowych stojących przy biurku i wygodnie się na nim rozsiadła.

- No? – pogoniła go, gdy nie zareagował od razu.

Wiedząc, że w zasadzie nie ma wyboru, chłopak zaczął grzebać w plecaku w poszukiwaniu nut piosenki, które na szczęście przepisał wcześniej swoim pismem i podpisał własnym nazwiskiem, co świadczyło o tym, że mimo wszystko serio rozważał wykorzystanie jej. Wyciągnął też płytkę z nagraniem demo, które parę dni wcześniej stworzył z pomocą kolegi. To nie była ta wersja, którą dała mu dziewczyna, jakościowo była dużo gorsza, ale dzięki temu też bardziej realna.

- Trochę kiepskie jakościowo, ale…  - powiedział, wręczając CEO przedmioty, a ten w odpowiedzi tylko uśmiechnął się i machnięciem ręki dał mu znać, że nie szkodzi.

Od razu też wyciągnął CD i włożył je do włączonego laptopa. Po chwili po pomieszczeniu rozniosły się pierwsze dźwięki melodii, do których po chwili dołączył nieprofesjonalnie zmiksowany głos Ace’a.

- Podoba mi się – dziewczyna okręciła się na fotelu, próbując ukryć w ten sposób uśmiech satysfakcji, wypływający jej na usta. – A ty co o tym myślisz, szefie?

- Dobre – stwierdził CEO, w zamyśleniu kiwając głową. – Naprawdę dobre. Myślę, że spokojnie możesz tego użyć.

***

Na trwającym treningu tanecznym Serpenti niezbyt szło, jakoś wszyscy wydawali się rozkojarzeni. A przynajmniej wszyscy oprócz J’a, który wiedział tyle, że jego brat myśli o spotkanych dzisiaj dziewczynach, za to nie miał pojęcia, co rozprasza pozostałych członków. Zwłaszcza lidera, który zdawał się być w zupełnie innym świecie, nawet nie opieprzył Yoonsuka za spóźnienie, co było rzeczą dziwną. Zresztą wszyscy dzisiaj nie ogarniali świata i szło im dużo gorzej niż któregokolwiek innego dnia, nawet wtedy, gdy praktycznie dopiero zaczynali się uczyć układu. Dlatego w końcu instruktor nie wytrzymał i dał im 15-minutową przerwę na ogarnięcie się, bo w ten sposób to było tylko marnowanie czasu. I właśnie te kilkanaście minut J wykorzystał na wyjście do toalety, z której też właśnie wracał z nadzieją, że pozostali funkcjonują już normalnie, bo jego też męczyło już powtarzanie w kółko tego samego fragmentu.

Miał właśnie skręcać w korytarz, na końcu którego była ich sala do ćwiczeń, za to na początku gabinet CEO, kiedy te pierwsze drzwi nagle się otworzyły i wyszedł z nich chłopak, którego choć widział raz w życiu, to od razu rozpoznał – Ace. A razem z nim dziewczyna, którą widywał na korytarzach dość często – Park Taehee – siostrzenica prezesa, która traktowała agencję jak swoją piaskownicę i robiła w zasadzie,  co tylko chciała. A przynajmniej plotki, które o niej słyszał, nie były zbyt pozytywne, sam nie miał z nią zbyt wiele do czynienia i szczerze mówiąc, w tej chwili też nie miał ochotę wpaść na tę dwójkę, dlatego cofnął się o krok. Teraz on widział ich, ale oni nie powinni zobaczyć jego, dopóki nie spojrzą centralnie w stronę miejsca, w którym stał. Jednak oni chyba nawet nie pomyśleli o tym by rozglądać się dookoła.

- Dlaczego to zrobiłaś? – Ace spojrzał na dziewczynę z wyrzutem, gdy tylko zamknęły się za nimi drzwi.

- Bo sam się wahałeś, dlatego  - odpowiedziała Taehee, jak gdyby nigdy nic. – Chociaż pewnie i tak byś to zrobił, wszystko miałeś przygotowane – roześmiała się.

- Może nie. Wolę uczciwą grę…

- Uczciwą?  - dziewczyna uniosła brwi. – Gdybym ci nie pomogła, to i tak nie byłoby uczciwe. Jung Shihyun jest urodzonym kompozytorem, ty nie… Gdybym nie dała ci tej piosenki, odpadłbyś z tego pojedynku bez walki.  A nie chcesz odpaść, prawda, oppa?... – jej głos momentalnie z ironicznego zmienił się na słodki.

Słuchający tego z boku J nie do końca rozumiał, o czym mówią, jednak kilka faktów do niego dotarło. Pierwszy: lider nie powiedział im wszystkiego. Ta piosenka, którą miał napisać, nie była na zwykły występ. Była na pojedynek. Drugi:  Ace zamierzał w tym pojedynku oszukiwać. A Taehee była powodem. Miał ochotę wyjść z ukrycia i wprost zapytać o wyjaśnienia, ale nie chciał przerywać rozmowy, która toczyła się dalej. Był ciekawy, czego jeszcze może się dowiedzieć.

- Czemu to zrobiłaś? Czemu dałaś mi tą piosenkę? – powtórzył Ace.

- Bo chcę, żebyś tu został. Żebyś wygrał ten pojedynek. Chcę, żebyś dołączył do Serpenti – uśmiechnęła się. – Czy to wystarczająco dobry powód?

- Czemu chcesz? –pytał dalej chłopak, po jego tonie słychać było, że nie do końca wierzy w jej szczere intencje.

- Bo tak – odpowiedziała po prostu, jak prawdziwa kobieta, po czym zrobiła dwa kroki w stronę Sungjina i pocałowała go. I to nie było lekkie muśnięcie, jak w dramach, tylko konkretny pocałunek, który Ace zresztą z chęcią odwzajemnił. Zresztą nic dziwnego, kto by odmówił takiej dziewczynie?

Jednak patrzący na to z boku J tylko się skrzywił, dopisując w myślach komentarz „prawdopodobnie prawda” do wszystkich plotek, które słyszał o tym, że dziewczyna uwiodła połowę męskiej części artystów i trainee w agencji, pobawiła się z nimi chwilę, a potem zmieniła na lepszy model.  Wydało mu się to tym bardziej prawdopodobne, że sądząc po ich rozmowie ta dwójka nie znała się zbyt dobrze, nie mogło więc chodzić o jakieś uczucia, to była tylko zabawa, nic więcej.

Zniesmaczony chłopak odwrócił się i ruszył korytarzem, którym przyszedł, stwierdzając, że wróci do na trening okrężną drogą. Miał nadzieję, że kiedy Taehee znudzi się Ace, nie upatrzy sobie jako ofiary żadnego z członków Serpenti. Nie znał jej, to prawda, ale po tym co dzisiaj usłyszał, nie chciał mieć nic wspólnego z tą fałszywą dziewczyną.

***

Druga część treningu poszła im jeszcze gorzej niż pierwsza, bo tym razem nawet J był zdekoncentrowany, czego nie zauważył nikt oprócz instruktora, który widząc to, pozwolił sobie na kilka ostrych słów pod adresem idoli, którzy zapomnieli, że na sukces trzeba zapracować i jeśli w życiu prywatnym jest coś, co ich rozprasza, to mają tego nie mieszać z pracą, bo w ten sposób szybko spadną ze szczytu, na który jego zdaniem i tak dostali się zbyt łatwo. Po kazaniu, jakie wygłosił, i tak wypuścił ich trochę wcześniej, bo stwierdził, że nie ma sensu tego ciągnąć w ten sposób, już woli wyjątkowo zjeść świeżą kolację, a nie resztki jak zwykle. Kolejne kazanie wygłosił im jeszcze menedżer, który odstawiał ich do dormitorium, a potem jeszcze lider stwierdził, że do jutra wszyscy mają się ogarnąć, włącznie z nim samym, bo jak jutro ktoś jeszcze będzie chodził z głową chmurach, to przez miesiąc będzie gotował i sprzątał mieszkanie za wszystkich członków. Stwierdzenie to wywołało zgodny jęk wśród  chłopaków, po czym każdy zapewnił, że jutro na treningach nie popełni nawet najmniejszego błędu, po czym każdy poszedł w swoją stronę czyli Shihyun do swojego pokoju, Hyunsoo na kanapę w salonie, a Yoonsuk z bliźniakami do kuchni.

Gdy tylko lider wszedł do swojego pokoju, którego na szczęście nie musiał z nikim dzielić, od razu opadł na łóżko i sięgnął po swój tablet, który zawsze leżał na szafce nocnej. Podłączył do niego słuchawki i odnalazł na YouTube piosenkę, do której tańczyła dziewczyna, którą wcześniej widział. W oryginale utwór był naprawdę bardzo szybki, zupełnie inny i choć osobiście bardzo go lubił, to nie mógł się pozbyć wrażenia, że tamta wersja podobała mu się bardziej. Mimo to skopiował linki i wrzucił na twittera, z którego w przeciwieństwie do bliźniaków rzadko korzystał. „Znacie ten kawałek? Cały dzień chodzi mi dziś po głowie…” napisał obok linku i wstawił wiadomość, mając nadzieję, że fanki podsuną mu inne skojarzenia z tą piosenką niż to, co tak naprawdę chodziło mu po głowie.

- O kim/o czym myślisz? – usłyszał nagle głos jednego z bliźniaków, który wyciągnął mu z ucha jedną słuchawkę i teraz kucał obok jego łóżka, z dziwnym uśmiechem, czekając na odpowiedź.

Lider ogarnął wzrokiem całą jego postać, by zorientować się, który z braci zaszczycił go swoją wizytą, bo w pierwszej chwili zawsze miał problem z ich rozróżnieniem. Po ubiorze i sposobie, w jaki po zwróceniu na siebie uwagi wstał i rozsiadł się wygodnie w fotelu obrotowym, rozpoznał, że to J.

- Czego chcesz? – spytał, kierując wzrok z powrotem na tablet, gdzie na twitterze pojawiło się już z tysiąc odpowiedzi na jego wiadomość.

- Jak tam idą przygotowania do pojedynku? Masz już piosenkę? – spytał Junki od niechcenia, przeglądając leżące na biurku nieotwarte nawet listy od fanów.  – Bo Ace już chyba ma, widziałem, jak wychodził dziś z gabinetu prezesa…

- Co-? – lider oderwał się od tabletu i zaskoczony spojrzał na bliźniaka.

- To, co słyszałeś, liderze – zaśmiał się J. – Wróg nie śpi, więc lepiej przygotuj się na ostrą walkę. Słyszałem, że jego kawałek jest naprawdę niezły. I że jeśli wygra, dołączy do nas. A nie chcemy tego, nie?... Well, that’s all. I just wanted you to know that – po tych słowach wstał I ruszył w stronę drzwi, widocznie nie oczekując żadnej reakcji ze strony zdezorientowanego Shihyuna. – A, i jeszcze jedno: następnym razem mów nam całą prawdę, a nie pół, okej? W końcu jesteśmy zespołem – uśmiechnął się jeszcze, gdy już praktycznie stał w otwartych drzwiach. – Jaa, rest well, our Leader!


Po tych słowach po prostu zniknął a drzwiami, bezdźwięcznie zamykając je za sobą i zostawiając Shihyuna z masą znaków zapytania. Tak bardzo w jego stylu. Jung mógł się tylko domyślać, że wszystko, co wiedział, J podsłuchał, bo nie miał pojęcia, skąd inaczej mógłby to wiedzieć. Chyba że od Ace’a, ale to było mało prawdopodobne. Bardziej ciekawiło go to, co jeszcze maknae wie i jak zamierza to wykorzystać…