środa, 29 stycznia 2014

Serpenti - 04 - Pół-uczciwa gra

Jaa... Wiem, że nikt tegonie czyta, zresztą wcale się nie dziwię, ale sesja przyszła, w związku czym mam dużo Weny do wykorzystania i nie dość, że jakoś tak szybko mi idzie pisanie rozdziału, to jeszcze zrobiłam podstronę z bohaterami, którą możecie sobie zobaczyć w panelu bocznym. To mniej więcej tak sobie bohaterów wyobrażam, więc jak od tej pory będę używała określeń typu "blondyn" czy "najstarszy z nich" to dzięki podstronie możecie ogarnąć, o kim mowa, bo właściwie nic więcej i tak tam nie ma, tylko zdjęcia, nazwiska i wiek, no i jeszcze pozycja w zespole, ale tego idzie się z samej treści domyślić, soo ;p Dobra, już nie przynudzam, bo w sumie i tak nie mam o czym. Jeśli ktoś to jednak czyta, to miłej lektury życzę.


Ace stał przed drzwiami do gabinetu CEO z ręką uniesioną  tak, jakby zaraz miał zapukać, jednak wciąż wahał się, czy to zrobić. Gdyby nie spotkał po drodze Yoonsuka, prawdopodobnie nie przyszedłby tu dzisiaj. Nie podjął jeszcze decyzji, czy stanąć do pojedynku z Shihyunem. Nie podjął, bo wiedział, że uczciwie z nim nie wygra. By mieć szansę, musiał oszukiwać, a jego rywalizacja z Jungiem zawsze była czystą grą. Nie chciał by tym razem było inaczej. Ale jednocześnie naprawdę chciał wygrać. Całe jego życie mogło zależeć od tego pojedynku. Właściwie to musiał wygrać. Dlaczego więc wciąż się wahał?

- Masz zamiar wejść? – z bitwy z myślami wyrwał go dziewczęcy głos, jednak nie od razu na niego zareagował. – Oppa?

- Mam zamiar – odpowiedział, zerkając na dziewczynę, którą tydzień wcześniej spotkał w kawiarni. Dziś nie uśmiechała się jak ostatnio, po prostu patrzyła na niego pytająco.

Dalej nie wiedział, kim była, ale to nie zmieniało faktu, że to przez nią miał teraz dylemat. Godzinę po tym, jak wręczyła mu tajemniczą kopertę, zadzwonił do niego CEO, by zaprosić go na rozmowę. Wtedy też poinformował go o pojedynku z Shihyunem i o zasadach, jakie na nim obowiązywały.  Dowiedział się, że piosenkę, którą zaśpiewa, miał napisać sobie sam, użycie czyjejś kompozycji w ogóle nie wchodziło w grę. Prezes zdawał się być kompletnie nieświadomy tego, jaki prezent trochę wcześniej otrzymał Ace, a on źle czuł się z tym, że wykorzystanie go byłoby naruszeniem zasad. Z drugiej strony wiedział, że uczciwie z Jungiem nie wygra, lider komponował piosenki już w liceum i te kawałki, które Sungjin słyszał, były naprawdę dobre. A te, które tworzy teraz, pewnie są jeszcze lepsze. Więc nawet jeśli udałoby mu się stworzyć samemu cokolwiek, to i tak na pewno by przegrał. Tymczasem piosenka, którą podarowała mu nieznajoma była naprawdę świetna, wiedział, że mógłby ją zaśpiewać. I że mógłby z nią wygrać.

- Więc czemu nie wchodzisz? – spytała znów nieznajoma, gdy przez kolejną minutę nie ruszył się ani o centymetr.

- Szef wie, że dałaś mi tą piosenkę? – zapytał, zamiast odpowiedzieć.

- Co? Jasne, że nie. Chyba że od ciebie – odpowiedziała dziewczyna, przewracając oczami. – Wujek ma hopla na punkcie czystej gry, równych szans i tak dalej. Nie pozwoliłby ci wystąpić, gdyby wiedział.

Wujek? A więc CEO był jej wujkiem, nie ojcem, jak podejrzewał na początku. Mimo wszystko wciąż łączyły ich więzy krwi, pewnie dlatego wiedziała o pojedynku wcześniej niż Ace i jeszcze zdążyła przygotować dla niego prezent.  Musieli rozmawiać o tym na rodzinnej kolacji czy coś, co w sumie i tak byłoby dziwne. Chłopak nie wiedział, co o tym myśleć. I jeszcze bardziej nie wiedział, czy skorzystać z oferty dziewczyny, czy po prostu zrezygnować z pojedynku. Nie chciał oszukiwać…

- Wahasz się? – spytała, gdy nijak nie zareagował na jej wypowiedź. – Damn…  - rzuciła, przepychając się obok niego i naciskając klamkę. – Wchodzę~!

Krzyknęła to, już właściwie wchodząc do środka i ciągnąc zdezorientowanego Ace’a za sobą. Na ich widok siedzący za biurkiem prezes uśmiechnął się.

- Dobry, szefie! – rzuciła dziewczyna z dość dziwnym uśmiechem na ustach. – Patrz, kogo spotkałam pod drzwiami.

- Dzień dobry – przywitał się szybko Sungjin, wiedząc, że mówi o nim.

- Powiedział, że przyniósł piosenkę na pojedynek, dlatego weszłam z nim. Chcę posłuchać – oznajmiła jak gdyby nigdy nic, po czym odwróciła się w stronę chłopaka i wzrokiem mówiąc mu „Jak mnie zdradzisz, nie żyjesz”, głośno powiedziała: - Pokaż ją, jestem ciekawa.

Po tych słowach podeszła do jednego z krzeseł obrotowych stojących przy biurku i wygodnie się na nim rozsiadła.

- No? – pogoniła go, gdy nie zareagował od razu.

Wiedząc, że w zasadzie nie ma wyboru, chłopak zaczął grzebać w plecaku w poszukiwaniu nut piosenki, które na szczęście przepisał wcześniej swoim pismem i podpisał własnym nazwiskiem, co świadczyło o tym, że mimo wszystko serio rozważał wykorzystanie jej. Wyciągnął też płytkę z nagraniem demo, które parę dni wcześniej stworzył z pomocą kolegi. To nie była ta wersja, którą dała mu dziewczyna, jakościowo była dużo gorsza, ale dzięki temu też bardziej realna.

- Trochę kiepskie jakościowo, ale…  - powiedział, wręczając CEO przedmioty, a ten w odpowiedzi tylko uśmiechnął się i machnięciem ręki dał mu znać, że nie szkodzi.

Od razu też wyciągnął CD i włożył je do włączonego laptopa. Po chwili po pomieszczeniu rozniosły się pierwsze dźwięki melodii, do których po chwili dołączył nieprofesjonalnie zmiksowany głos Ace’a.

- Podoba mi się – dziewczyna okręciła się na fotelu, próbując ukryć w ten sposób uśmiech satysfakcji, wypływający jej na usta. – A ty co o tym myślisz, szefie?

- Dobre – stwierdził CEO, w zamyśleniu kiwając głową. – Naprawdę dobre. Myślę, że spokojnie możesz tego użyć.

***

Na trwającym treningu tanecznym Serpenti niezbyt szło, jakoś wszyscy wydawali się rozkojarzeni. A przynajmniej wszyscy oprócz J’a, który wiedział tyle, że jego brat myśli o spotkanych dzisiaj dziewczynach, za to nie miał pojęcia, co rozprasza pozostałych członków. Zwłaszcza lidera, który zdawał się być w zupełnie innym świecie, nawet nie opieprzył Yoonsuka za spóźnienie, co było rzeczą dziwną. Zresztą wszyscy dzisiaj nie ogarniali świata i szło im dużo gorzej niż któregokolwiek innego dnia, nawet wtedy, gdy praktycznie dopiero zaczynali się uczyć układu. Dlatego w końcu instruktor nie wytrzymał i dał im 15-minutową przerwę na ogarnięcie się, bo w ten sposób to było tylko marnowanie czasu. I właśnie te kilkanaście minut J wykorzystał na wyjście do toalety, z której też właśnie wracał z nadzieją, że pozostali funkcjonują już normalnie, bo jego też męczyło już powtarzanie w kółko tego samego fragmentu.

Miał właśnie skręcać w korytarz, na końcu którego była ich sala do ćwiczeń, za to na początku gabinet CEO, kiedy te pierwsze drzwi nagle się otworzyły i wyszedł z nich chłopak, którego choć widział raz w życiu, to od razu rozpoznał – Ace. A razem z nim dziewczyna, którą widywał na korytarzach dość często – Park Taehee – siostrzenica prezesa, która traktowała agencję jak swoją piaskownicę i robiła w zasadzie,  co tylko chciała. A przynajmniej plotki, które o niej słyszał, nie były zbyt pozytywne, sam nie miał z nią zbyt wiele do czynienia i szczerze mówiąc, w tej chwili też nie miał ochotę wpaść na tę dwójkę, dlatego cofnął się o krok. Teraz on widział ich, ale oni nie powinni zobaczyć jego, dopóki nie spojrzą centralnie w stronę miejsca, w którym stał. Jednak oni chyba nawet nie pomyśleli o tym by rozglądać się dookoła.

- Dlaczego to zrobiłaś? – Ace spojrzał na dziewczynę z wyrzutem, gdy tylko zamknęły się za nimi drzwi.

- Bo sam się wahałeś, dlatego  - odpowiedziała Taehee, jak gdyby nigdy nic. – Chociaż pewnie i tak byś to zrobił, wszystko miałeś przygotowane – roześmiała się.

- Może nie. Wolę uczciwą grę…

- Uczciwą?  - dziewczyna uniosła brwi. – Gdybym ci nie pomogła, to i tak nie byłoby uczciwe. Jung Shihyun jest urodzonym kompozytorem, ty nie… Gdybym nie dała ci tej piosenki, odpadłbyś z tego pojedynku bez walki.  A nie chcesz odpaść, prawda, oppa?... – jej głos momentalnie z ironicznego zmienił się na słodki.

Słuchający tego z boku J nie do końca rozumiał, o czym mówią, jednak kilka faktów do niego dotarło. Pierwszy: lider nie powiedział im wszystkiego. Ta piosenka, którą miał napisać, nie była na zwykły występ. Była na pojedynek. Drugi:  Ace zamierzał w tym pojedynku oszukiwać. A Taehee była powodem. Miał ochotę wyjść z ukrycia i wprost zapytać o wyjaśnienia, ale nie chciał przerywać rozmowy, która toczyła się dalej. Był ciekawy, czego jeszcze może się dowiedzieć.

- Czemu to zrobiłaś? Czemu dałaś mi tą piosenkę? – powtórzył Ace.

- Bo chcę, żebyś tu został. Żebyś wygrał ten pojedynek. Chcę, żebyś dołączył do Serpenti – uśmiechnęła się. – Czy to wystarczająco dobry powód?

- Czemu chcesz? –pytał dalej chłopak, po jego tonie słychać było, że nie do końca wierzy w jej szczere intencje.

- Bo tak – odpowiedziała po prostu, jak prawdziwa kobieta, po czym zrobiła dwa kroki w stronę Sungjina i pocałowała go. I to nie było lekkie muśnięcie, jak w dramach, tylko konkretny pocałunek, który Ace zresztą z chęcią odwzajemnił. Zresztą nic dziwnego, kto by odmówił takiej dziewczynie?

Jednak patrzący na to z boku J tylko się skrzywił, dopisując w myślach komentarz „prawdopodobnie prawda” do wszystkich plotek, które słyszał o tym, że dziewczyna uwiodła połowę męskiej części artystów i trainee w agencji, pobawiła się z nimi chwilę, a potem zmieniła na lepszy model.  Wydało mu się to tym bardziej prawdopodobne, że sądząc po ich rozmowie ta dwójka nie znała się zbyt dobrze, nie mogło więc chodzić o jakieś uczucia, to była tylko zabawa, nic więcej.

Zniesmaczony chłopak odwrócił się i ruszył korytarzem, którym przyszedł, stwierdzając, że wróci do na trening okrężną drogą. Miał nadzieję, że kiedy Taehee znudzi się Ace, nie upatrzy sobie jako ofiary żadnego z członków Serpenti. Nie znał jej, to prawda, ale po tym co dzisiaj usłyszał, nie chciał mieć nic wspólnego z tą fałszywą dziewczyną.

***

Druga część treningu poszła im jeszcze gorzej niż pierwsza, bo tym razem nawet J był zdekoncentrowany, czego nie zauważył nikt oprócz instruktora, który widząc to, pozwolił sobie na kilka ostrych słów pod adresem idoli, którzy zapomnieli, że na sukces trzeba zapracować i jeśli w życiu prywatnym jest coś, co ich rozprasza, to mają tego nie mieszać z pracą, bo w ten sposób szybko spadną ze szczytu, na który jego zdaniem i tak dostali się zbyt łatwo. Po kazaniu, jakie wygłosił, i tak wypuścił ich trochę wcześniej, bo stwierdził, że nie ma sensu tego ciągnąć w ten sposób, już woli wyjątkowo zjeść świeżą kolację, a nie resztki jak zwykle. Kolejne kazanie wygłosił im jeszcze menedżer, który odstawiał ich do dormitorium, a potem jeszcze lider stwierdził, że do jutra wszyscy mają się ogarnąć, włącznie z nim samym, bo jak jutro ktoś jeszcze będzie chodził z głową chmurach, to przez miesiąc będzie gotował i sprzątał mieszkanie za wszystkich członków. Stwierdzenie to wywołało zgodny jęk wśród  chłopaków, po czym każdy zapewnił, że jutro na treningach nie popełni nawet najmniejszego błędu, po czym każdy poszedł w swoją stronę czyli Shihyun do swojego pokoju, Hyunsoo na kanapę w salonie, a Yoonsuk z bliźniakami do kuchni.

Gdy tylko lider wszedł do swojego pokoju, którego na szczęście nie musiał z nikim dzielić, od razu opadł na łóżko i sięgnął po swój tablet, który zawsze leżał na szafce nocnej. Podłączył do niego słuchawki i odnalazł na YouTube piosenkę, do której tańczyła dziewczyna, którą wcześniej widział. W oryginale utwór był naprawdę bardzo szybki, zupełnie inny i choć osobiście bardzo go lubił, to nie mógł się pozbyć wrażenia, że tamta wersja podobała mu się bardziej. Mimo to skopiował linki i wrzucił na twittera, z którego w przeciwieństwie do bliźniaków rzadko korzystał. „Znacie ten kawałek? Cały dzień chodzi mi dziś po głowie…” napisał obok linku i wstawił wiadomość, mając nadzieję, że fanki podsuną mu inne skojarzenia z tą piosenką niż to, co tak naprawdę chodziło mu po głowie.

- O kim/o czym myślisz? – usłyszał nagle głos jednego z bliźniaków, który wyciągnął mu z ucha jedną słuchawkę i teraz kucał obok jego łóżka, z dziwnym uśmiechem, czekając na odpowiedź.

Lider ogarnął wzrokiem całą jego postać, by zorientować się, który z braci zaszczycił go swoją wizytą, bo w pierwszej chwili zawsze miał problem z ich rozróżnieniem. Po ubiorze i sposobie, w jaki po zwróceniu na siebie uwagi wstał i rozsiadł się wygodnie w fotelu obrotowym, rozpoznał, że to J.

- Czego chcesz? – spytał, kierując wzrok z powrotem na tablet, gdzie na twitterze pojawiło się już z tysiąc odpowiedzi na jego wiadomość.

- Jak tam idą przygotowania do pojedynku? Masz już piosenkę? – spytał Junki od niechcenia, przeglądając leżące na biurku nieotwarte nawet listy od fanów.  – Bo Ace już chyba ma, widziałem, jak wychodził dziś z gabinetu prezesa…

- Co-? – lider oderwał się od tabletu i zaskoczony spojrzał na bliźniaka.

- To, co słyszałeś, liderze – zaśmiał się J. – Wróg nie śpi, więc lepiej przygotuj się na ostrą walkę. Słyszałem, że jego kawałek jest naprawdę niezły. I że jeśli wygra, dołączy do nas. A nie chcemy tego, nie?... Well, that’s all. I just wanted you to know that – po tych słowach wstał I ruszył w stronę drzwi, widocznie nie oczekując żadnej reakcji ze strony zdezorientowanego Shihyuna. – A, i jeszcze jedno: następnym razem mów nam całą prawdę, a nie pół, okej? W końcu jesteśmy zespołem – uśmiechnął się jeszcze, gdy już praktycznie stał w otwartych drzwiach. – Jaa, rest well, our Leader!


Po tych słowach po prostu zniknął a drzwiami, bezdźwięcznie zamykając je za sobą i zostawiając Shihyuna z masą znaków zapytania. Tak bardzo w jego stylu. Jung mógł się tylko domyślać, że wszystko, co wiedział, J podsłuchał, bo nie miał pojęcia, skąd inaczej mógłby to wiedzieć. Chyba że od Ace’a, ale to było mało prawdopodobne. Bardziej ciekawiło go to, co jeszcze maknae wie i jak zamierza to wykorzystać…

wtorek, 21 stycznia 2014

Serpenti - 03 - Tajemnice

Kolejny tydzień minął Serpenti dość spokojnie, o ile można tak nazwać dni od rana do nocy zapchane ciągłymi treningami, tanecznymi, wokalnymi, aktorskimi… Ogólnie wszystkim, czego tylko ktokolwiek mógłby wymagać od młodych idoli. Rano z niemałym trudem z łóżek wyciągał ich menedżer, natomiast gdy wieczorem wracali do dormitorium, praktycznie od razu rzucali się do łazienki, a potem spać. Ciężko im było znaleźć czas na cokolwiek innego, chociaż K zawsze znalazł chwilę, by podzielić się z fankami jakimś zdjęciem czy przemyśleniami na twitterze, no a Hyunsoo jakimś cudem znalazł czas na dokończenie książki, którą czytał. Niestety Shihyun za nic nie potrafił znaleźć odpowiedniego czasu i miejsca na to, by spróbować napisać jakąś piosenkę na nadchodzącą galę. Nie powiedział pozostałym członkom o czekającym go pojedynku. Powiedział tylko, że dostał special stage na gali, na co bliźniacy oburzyli się, że czemu tylko on, ale w sumie dość szybko się z tym pogodzili, stwierdzając, że to dlatego że lider i że i tak będzie reprezentował ich wszystkich, więc ma tego nie schrzanić, bo jak schrzani, to oni mu tego nie wybaczą. Po krótkiej rozmowie na ten temat pierwszego dnia po spotkaniu z CEO, wszyscy zdawali się zapomnieć o uroczystości, która miała się odbyć dopiero za dwa miesiące, kupa czasu. Jung jednak boleśnie zdawał sobie sprawę z każdego mijającego dnia i jeszcze boleśniej z tego, że nie ma jeszcze nawet żadnego pomysłu na piosenkę. Nic. Zero. Kompletny brak weny. Wiedział, że w najgorszym wypadku może wybrać któryś z wcześniej skomponowanych utworów, bo trochę ich już w życiu stworzył, jednak w tym momencie żaden z nich nie wydawał mu się wystarczająco dobry. Potrzebował czegoś lepszego, czegoś co poruszy serca fanek, czegoś… w zasadzie sam nie wiedział, czego konkretnie. Po prostu Czegoś.

Dlatego też, gdy któregoś dnia z powodu choroby jednego z instruktorów i braku kogoś na zastępstwo dostali trzy godziny ekstra wolne, Shihyun zamiast z resztą członków iść zjeść coś lepszego niż to co zwykle, postanowił pójść w miejsce, w którym dość często szukał natchnienia w czasach, gdy był jeszcze trainee – do opuszczonej sali muzycznej, do której jedyne wejście prowadziło z dachu agencji.  Jung zainteresował się nim kiedyś, ponieważ znajdowało się dość daleko od wszystkich wykorzystywanych ciągle pomieszczeń, a do tego stał w nim stary fortepian, swoją drogą chyba najlepszy, na jakim chłopakowi zdarzyło się grać. Nie znał on dokładnie historii tego pomieszczenia, jednak zaciekawiony tym, dlaczego nigdy nie zabrano stamtąd instrumentu, popytał sunbae i dowiedział się, że w „podniebnym studio” ponoć straszy, i że za każdym razem, gdy ktoś próbuje wynieść stamtąd fortepian, zaczynają się dziać dziwne rzeczy i ostatecznie jeszcze nikomu się to nie udało. Cóż, nawet jeśli mieszkał tam jakiś duch, najwyraźniej nie przeszkadzało mu to, że Shihyun czasem grał na jego instrumencie. Wręcz przeciwnie, młody idol miał czasem wrażenie, że jakaś siła wyższa podsuwa mu tam pomysły na najlepsze piosenki. Na co i tym razem zresztą liczył.

Gdy jednak tamtego dnia dotarł do salki, ze zdziwieniem odkrył, że nie jest tam sam.  Właściwie to nawet nie zdążył wejść do środka, zatrzymał się w drzwiach, widząc jakąś dziewczynę poruszającą się do melodii, którą sama sobie nuciła. Była odwrócona do niego tyłem, więc ani ona go nie zauważyła, ani on nie widział nic poza  jej szczupłą sylwetką i długimi kasztanowymi włosami, spływającymi falą na jej plecy.  Nie wszedł dalej, nie chciał, żeby zdała sobie sprawę z jego obecności. Przez chwilę po prostu stał i patrzył na nią, na jej płynne ruchy, słuchał cichego głosu, nucącego piosenkę, którą znał. Znał ją, dlatego wiedział, że śpiewała ją za wolno, że jej ruchy były zbyt płynne, ten utwór w oryginale był szybszy, bardziej gwałtowny, gdyby miała tańczyć do nagrania, był pewien, że by nie nadążyła, pogubiłaby się już w pierwszej zwrotce. A jednak podobało mu się to, co teraz widział,  coś zupełnie innego niż to, z czym spotykał się na co dzień. Przeszło mu przez myśl, że chciałby z nią zatańczyć, ale szybko odrzucił ten pomysł. Gdy spojrzała na zegarek, a potem niespokojnie w stronę leżącej pod ścianą torby, zrozumiał, że będzie wychodzić.  Ukrył się za rogiem, mając nadzieję, że nie zauważy go, wychodząc. Nie zauważyła, zbyt bardzo się spieszyła, by rozglądać się na boki. On jednak też nie miał okazji zobaczyć jej twarzy. Zastanawiało go, kim była…

Nie miał jednak czasu, by nad tym myśleć. Skoro wyszła, mógł spokojnie wejść do salki i zasiąść przed tak dobrze znanym fortepianem.  Gdy uderzył w klawisze, dźwięki, które rozbrzmiały dookoła, od razu wywołały uśmiech na jego twarzy. Kochał brzmienie tego instrumentu.

Na rozgrzewkę zagrał sobie kilka starszych melodii, swoich i cudzych, tak żeby rozruszać palce. Po jakimś czasie jednak stwierdził, że czas zacząć myśleć o tym, po co naprawdę tu przyszedł. Zwłaszcza ze już wiedział więcej o tym, co chce stworzyć niż jeszcze dwie godziny wcześniej. Po pierwsze, piosenka miała być  spokojna, trochę balladowa, najpiękniejsza, jak się dało. Zdecydowanie w molowych tonacjach, trochę smutna, trochę sentymentalna, trochę tajemnicza… Jeszcze nie wiedział, o czym, ale przynajmniej udało mu się określić nastrój,  jaki chciał uzyskać, a to już był dobry początek.

Chłopak zaczął uderzać w klawisze, starając się dobrać odpowiednie dźwięki i akordy. Na początku niezbyt mu szło, ale w którymś momencie udało mu się zagrać melodię, która była po prostu idealna. Zagrał ją kilka razy. By nie zapomnieć. Wyciągnął też swój zeszyt i zapisał ten fragment w postaci nutowej. Teraz, gdy miał już podstawę piosenki, skomponowanie reszty nie powinno już być bardzo trudne, przynajmniej taką miał nadzieję. Ale to się okaże jutro, dzisiaj już kończył mu się czas, dlatego też szybko pozbierał swoje rzeczy i ruszył w stronę wyjścia. Musiał znaleźć resztę swojego zespołu, zanim zacznie się ich kolejny trening.

***

Kiedy tylko powiedziano im o dodatkowym czasie wolnym, bliźniacy mieli tylko jedno życzenie – zjeść coś dobrego. Nie, nie dobrego. Coś pysznego, najlepszego w całym mieście, coś, co mogłoby im wynagrodzić te godziny spędzone na treningach i codzienne imitacje prawdziwych posiłków. Ich cel był jasno określony i tylko jedno im przeszkadzało w jego zrealizowaniu – nieznajomość okolicy. Gdy dwa lata temu przeprowadzili się do stolicy, mieszkali w kompletnie innej części miasta i tam znali naprawdę dobre lokale. Niestety nie było szans, żeby zdążyli tam pojechać, zjeść i wrócić w ciągu trzech godzin, dlatego musieli znaleźć coś bliżej. A że sami żadnego fajnego miejsca nie znali, to mieli tylko jedno wyjście – popytać hyungów! Zwłaszcza że wiedzieli, iż wszyscy oprócz nich mieszkają w Seulu całe życie. Powinni  więc wiedzieć, gdzie coś zjeść.

- Nie wiem, mieszkałem w zupełnie innej dzielnicy. A w ogóle to i tak muszę coś teraz załatwić – zbył ich lider, gdy tylko zapytali, a po chwili gdzieś zniknął.

- Ja też muszę coś załatwić – stwierdził Yoonsuk, gdy powtórzyli pytanie, na co obrażeni maknae tylko spojrzeli na niego z wyrzutem.

Kto jak kto, ale on powinien im pomóc, przecież zawsze pomagali mu w podkradaniu jedzenia liderowi, i to im się zawsze za to obrywało. I w ogóle to on był zawsze pierwszy, jeśli chodziło o jedzenie. Jakim cudem miał coś innego do załatwienia w porze obiadowej? A może chciał iść na obiad sam, w jakieś super miejsce, o którym nie chciał powiedzieć bliźniakom? Tak czy siak, najmłodsi członkowie zespołu poczuli się przez kolegę zdradzeni, jak on śmiał ich tak wystawić?

- Ja znam jedno miejsce – odezwał się nagle stojący już przy wyjściu Hyunsoo. – Chociaż nie wiem, czy wam się spodoba.

Maknae popatrzyli na siebie i przez chwilę zdawali się jakby prowadzić rozmowę bez słów, by po kilku minutach rzucić jeszcze jedno obrażone spojrzenie Yoonsukowi i odwrócić się do Soo z szerokimi uśmiechami na twarzach.

- Prowadź, hyung! – zarządzili zgodnym chórkiem, a gdy tylko Kim wyszedł z sali, od razu ruszyli za nim, zostawiając zdezorientowanego Kanga samego sobie.

Trzech chłopaków wyszło z agencji jakimś bocznym wyjściem, żeby jakieś zbłąkane fanki nie dopadły ich, gdyby wyszli głównym. Bo tak naprawdę nawet jeśli teoretycznie żadne nie stały pod drzwiami, to zawsze jakieś kręciły się w okolicy. Zawsze.

Później Hyunsoo poprowadził ich jakimiś sobie tylko znanymi wąskimi uliczkami, by w końcu wyjść na jakąś szerszą, wyglądającą zresztą na główną, wzdłuż której szli tylko chwilę, by w końcu wejść w jedne z niepozornie wyglądających drzwi, na których wisiała tylko wywieszka z godzinami otwarcia. Wyglądało dość prosto, dlatego bliźniaki nie spodziewali się zastać w środku niczego niezwykłego. Jakże więc wielkie było ich zdziwienie, gdy wewnątrz ujrzeli restaurację, w której tak na oko musiało być naprawdę drogo.

Teoretycznie nie było tu zbyt wiele przepychu, ale jednak w miejscu tym czuło się klimat wyższych sfer. Na ścianach wisiały obrazy, z których niektóre na pewno widzieli w podręcznikach, inne nie, ale i tak wyglądały pięknie i mogliby się założyć, że to po prostu mniej znane prace znanych artystów, i że przynajmniej kilka z nich to autentyki. Po sali kręcili się kelnerzy, wyglądający niby wyjęci z czarnobiałych filmów o arystokracji... W ogóle wszystko tu było takie, że bliźniakom usta automatycznie ułożyły się w wielkie „O”. A jeszcze żeby tego było mało, to w siedzących przy stolikach gościach rozpoznawali znane twarze celebrytów, głównie aktorów, niektórych nawet z ich agencji, oraz biznesmenów, których pokazywali czasem w telewizji. A pewnie inni panowie w skrojonych na miarę garniturach i panie z markowymi torebkami też byli kimś, kto się w tym kraju bardzo liczył.

- Ale czad – wyrwało się Minkiemu. – Normalnie jak w filmie…

- To może siądziemy i coś zamówimy? – zaproponował Hyunsoo, wskazując na jeden ze stolików przy oknie.

Bliźniacy tylko skinęli głowami i posłusznie ruszyli za kolegą. Gdy już usiedli, niepewnie otworzyli leżące przed nimi menu, bojąc się cen, jakie mogą tam zobaczyć. I które, o dziwo, nie były wcale aż tak wysokie. Tanio też nie było, fakt. Ale zdecydowanie było ich stać na obiad. A same dania też wydawały się bardziej swojskie niż się spodziewali. O co w tym chodziło?

- Dawno tu nie byłem – stwierdził Kim, przeglądając listę dań. – Ostatnio chyba z dwa lata temu. Ale w sumie nic się nie zmieniło.

- Skąd znasz takie miejsce? – J spojrzał na niego podejrzliwie znad swojego menu.

- W liceum chodziłem tu na wagary – uśmiechnął się starszy z chłopaków.

- Dziwne miejsce na wagarowanie – stwierdził J, po czym wycelował palcem w jedną z pozycji na liście potraw. – To biorę. A ty? – spytał, patrząc na swojego bliźniaka.

- Ja chcę to – K wskazał palcem na zupełnie inne danie, które jednak z opisu wydawało się tak  samo dobre. – A tam dziwne, gdybym wiedział, że takie śliczności się tu stołują, też bym tu wpadał częściej, choćby tylko na szklankę wody – dodał po chwili, uśmiechając się do siedzących przy sąsiednim stole dziewczyn ze znanego girlsbandu.

- Dobrze mówisz, polać ci… - zaśmiał się Hyunsoo. – A nie, sorry, wam jeszcze nie wolno pić.

- I na trzeźwo bym je poderwał – odpowiedział K, uśmiechając się zadziornie. – Ale najpierw jedzonko. Są 
w życiu priorytety – stwierdził, gdy kelner podszedł do nich, by przyjąć zamówienie.

Kim zamówił jako pierwszy, a gdy bliźniaki jeszcze dopytywali pracownika o niektóre potrawy, sam spojrzał w  stronę części lokalu zwykle zajmowanych przez biznesmenów, mniejszych i większych, często załatwiających tu sprawy, o których nie za bardzo można było mówić w biurze. Patrzył po twarzach, z których większość nie znał, szukając jednej znajomej, jednak nie zobaczył jej. I sam nie był pewien, czy czuję w związku z tym ulgę czy zawód.

- Kto by pomyślał, że hyung zrywał się z zajęć, żeby popatrzeć na idolki – wyszczerzył się K, gdy już złożyli zamówienie.  – To pewnie przez którąś z nich wstąpiłeś do agencji, przyznaj się.

- Co? Nie – w pierwszym odruchu Hyunsoo zaprzeczył, ale po chwili stwierdził, że w sumie to całkiem niezła wymówka, żeby nie wnikali bardziej. – No, może trochę. Ale tak naprawdę to nie. Po prostu zawsze lubiłem muzykę, to dlatego.

- Jaasne – K przedłużył nieco słowo, by wyraźniej słychać w nim było niedowierzanie. – Sorry na chwilę…

Jego brat i kolega przez chwilę nie wiedzieli, co się dzieje, gdy chłopak nagle wstał od stołu. Dopiero po chwili zorientowali się, że dziewczyny, o których chwilę wcześniej mówił, wstały od stołu i najwyraźniej zamierzały wyjść z lokalu. A maknae nie zamierzał im tak łatwo na to pozwolić. Zresztą nie tylko jeden, bliźniak dołączył do niego zaraz po tym, jak zorientował się, co się dzieje.  Rozmawiali z nimi chwilę, dziewczyny się śmiały, widać, że bliźniacy przypadli im do gustu. Po paru minutach wesołej rozmowy, ustawili się wszyscy razem i K pstryknął fotkę, którą zaraz wstawił na twittera, oznaczając w poście wszystkie dziewczyny. Hyunsoo był pewien, że wszystkie strony o KPopie zaraz napiszą o tym zdarzeniu, jakby w ogóle było o czym pisać.  Ot, zwykłe przypadkowe spotkanie idoli, nic takiego, pewnie nieraz zobaczą się jeszcze w jakichś programach rozrywkowych czy coś.

- Yesss, mam ich numery telefonu, twittery, wszystko… - K uśmiechnął się jak jakiś zwycięzca, siadając z powrotem na swoim miejscu, gdy dziewczyny już wyszły.

- Pewnie i tak ich nie wykorzystasz – stwierdził J, również wracając do stołu.

- Czemu nie? Ładne są, można by gdzieś czasem wyjść razem czy coś. Nie chciałbyś? – Minki popatrzył na swojego brata z niezrozumieniem w oczach.

- I ty myślisz, że będziesz miał na to czas? I one? Zapomnij – zaśmiał się Junki.

- No, jakoś teraz się spotkaliśmy – K wyglądał na kompletnie niewzruszonego sceptyczną postawą brata.

On tam swoje wiedział i tyle. Skoro już był idolem, to chyba mógł się spotykać z pięknymi idolkami, nie? A co do czasu to dla chcącego nic trudnego. Zwłaszcza, że dziewczyny chyba naprawdę ich polubiły. No a on już od dłuższego czasu je lubił, co prawda tylko oglądać na ekranie, ale na żywo też wyglądały dobrze. No i wydawały się całkiem miłe, i pięknie się śmiały, zwłaszcza jedna…

- K, idioto, jedzenie – dotarł do niego po chwili głos bliźniaka, bo przez spotkanie z dziewczynami nawet nie zauważył, kiedy kelner postawił przed nim zamówione danie, które jednak wyglądało tak dobrze, że dla odmiany teraz zapomniał o wszystkim innym oprócz obiadu.

Zresztą pozostałych dwóch chłopaków też zajętych już było swoim posiłkiem. Trzeba było przyznać, że lokal był po prostu idealny. Nie dość, że miał klimat, to jeszcze jedzenie było po prostu wyśmienite. Wcale nie dziwne, że ludzie na stanowiskach przychodzili tu w porze posiłku. Ani to, że celebryci wpadali tu na obiad. Jedyne, co wciąż zastanawiało J’a, to skąd tak naprawdę zwykły licealista mógł wiedzieć o takim miejscu i dlaczego właśnie je wybrał sobie na wagary. Gdyby tylko przez idolki, byłoby tu teraz mnóstwo podobnych chłopaków, albo też fanek, które chciałyby dorwać choćby na przykład ich, Serpenti. A jednak nie było ich tu, była tu tylko śmietanka towarzyska, co sugerowało, że zwykły licealista raczej o takich lokalach nie wiedział. Bliźniaka zastanawiało więc, dlaczego w takim razie Hyunsoo tak dobrze znał to miejsce. Nie zamierzał się jednak teraz za bardzo nad tym zastanawiać. Później pogada z K’em, gdy tamtemu już przejdzie pierwsza fascynacja spotkaniem z członkiniami ulubionego girlsbandu. Teraz lepiej się skupić na jedzeniu, bo było naprawdę, ale to naprawdę wyśmienite.

***

Tak jak podejrzewali bliźniacy, Yoonsuk w czasie przerwy faktycznie miał zamiar iść na obiad bez nich, w znacznie lepsze, przynajmniej jego zdaniem, miejsce niż jakakolwiek restauracja, a mianowicie do mieszkania swojego starszego brata, który razem ze swoją żoną i małą córeczką mieszkał całkiem niedaleko agencji. Oczywiście o tej godzinie jego hyung był w pracy, jednak szwagierka jak zwykle z uśmiechem powitała go w drzwiach, nakarmiła i oczywiście pozwoliła mu nacieszyć się bratanicą, którą kochał prawie tak samo mocno jak jej tatuś i jak na wzorowego wujka przystało, przychodził do niej za każdym razem, gdy tylko miał okazję, z jakąś nową zabawką i wesołymi piosenkami, które mała po prostu uwielbiała. I chociaż rodzice śmiali się, że nie pozwolą Yoonsukowi zrobić z dziewczynki idolki, to on i tak wiedział, że kiedyś będzie z niej gwiazda. W końcu takie rzeczy zostają w rodzinie.

Tym razem spędził z bratanicą prawie dwie godziny i wyszedł niedługo po tym, jak ta zapadła w poobiednią drzemkę, by na spokojnie dotrzeć do agencji przed kolejnym treningiem.  Miał jeszcze trochę czasu, więc  wybrał trochę okrężną drogę, koło stacji metra, gdzie co prawda mógł wpaść na jakie fanki, ale postanowił zaryzykować, osłaniając się jedynie czapką z daszkiem jak najbardziej zasłaniającym twarz. Gdy przed debiutem odwiedzał brata, zawsze szedł tamtędy, bo lubił patrzeć na występy ulicznych artystów, którzy popisywali się w różnych miejscach wzdłuż całej głównej alei. Najbardziej lubił słuchać jednej dziewczyny, która wieczorami grała na gitarze i śpiewała covery różnych znanych piosenek, ale wątpił by była tam o tej porze. Nie znaczyło to jednak, że nie było tam teraz nikogo. Dzieciaki o tej godzinie wracały ze szkoły, więc czasem można było liczyć na niezłą publikę.

Gdy dotarł wystarczająco blisko placu, gdzie zespoły często dawały popisy taneczne, już z daleka usłyszał muzykę. W kręgu zebrało się też całkiem sporo osób, które najwyraźniej podziwiały performerów, niektórzy nawet klaskali do rytmu. Yoonsuk z ciekawości podszedł bliżej, na tyle blisko, by widzieć, co się dzieje. Ku jego zdziwieniu, nie zobaczył na placu kilkuosobowego zespołu, a tylko jednego chłopaka, który jednak dawał całkiem niezły popis. Na głowie miał czapkę, która zasłaniała mu oczy, więc Kang nie rozpoznał go od razu. Dopiero, gdy skończył występ i ukłonił się teatralnie, ściągając nakrycie głowy, młody idol rozpoznał w nim chłopaka, którego prezes przedstawił im tydzień temu. I którego oni odtrącili.

Gdy zdał sobie z tego sprawę, chciał odejść, tak, żeby tamten go nie zauważył. Ale było za późno, Ace już go zauważył. Zresztą nic dziwnego, stał praktycznie naprzeciw niego. Uśmiechnął się i pomachał mu wesoło. Ucieczka byłaby teraz bez sensu.

- Hej – przywitał się Sungjin, gdy już pożegnał publiczność i pozbierał swój sprzęt. – Yoonsuk-sshi, dobrze pamiętam?

- Ta , cześć – Kang odwzajemnił uśmiech.  – Niezły popis.

- Dzięki – Ace z uśmiechem przyjął komplement, jednak nie powiedział nic więcej.

Milczenie trwało przez kilka dłuższych chwil, krępujące milczenie, bo Yoonsuk dziwnie czuł się z tym, że wcześniej głosował przeciw dołączeniu Ace’a, choć właściwie nie miał ku temu żadnych powodów. Jeszcze dziwniej po tym, jak przed chwilą zobaczył piękny występ chłopaka. Dla Serpenti taki talent byłby na pewno cennym nabytkiem.

- Idziesz do agencji? – ciszę przerwał w końcu Sungjin, którego najwyraźniej też zaczęła już ona męczyć.

- Co? A, tak, właśnie wracałem na trening.

- W takim razie możemy pójść razem, i tak miałem wpaść na chwilę do prezesa.

- Spoko – uśmiechnął się Yoonsuk, widząc, że kolega najwyraźniej nie ma do niego żalu o tamto głosowanie.  – Często tu występujesz?

- W liceum występowałem praktycznie codziennie, teraz już bardzo rzadko – odpowiedział Ace, ruszając jako pierwszy w stronę agencji.

- Bo teraz nie masz czasu?

- Tak jakby – przyznał Ace. – Zresztą sam wiesz, treningi są męczące.

- Taaa – Yoonsuk automatycznie skrzywił się na wspomnienie tych najbardziej wymagających ćwiczeń. – I ani dobrego jedzenia nie dają, ani nawet niedzieli nie mamy wolnych, po prostu skandal.

- Fanki by pewnie pozwały agencję, jakby się dowiedziały, jak tu traktują idoli – zaśmiał się Ace.

- Co nie? Już sobie wyobrażam ten tłum fanek przed agencją z transparentami „Dajcie im jeść” – chłopak roześmiał się na własne wyobrażenie.

- To by było całkiem ciekawe – przyznał Sungjin. – Chociaż trochę jakby chodziło o zwierzęta, nie ludzi.

- Przecież jesteśmy zwierzętami, wężami – przypomniał Yoonsuk, wyszczerzając ząbki w szerokim uśmiechu. – I w ogóle…  Muszę to powiedzieć. Przepraszam za to głosowanie tydzień temu.  Ta sytuacji była dziwna.

- Nie przejmuj się tym, byłem pewien, że tak będzie. Lider mnie nie lubi – stwierdził Ace, po czym zamyślił się na chwilę. – I niestety ma powód. W sumie myślałem, że wykopie mnie z większym hukiem.

- Jaki powód? – automatycznie spytał młodszy z chłopaków, zbyt późno uświadamiając sobie, że chyba nie powinien pytać.

- Po prostu powód – uciął temat Lee.  – Ale jak widzisz, jeszcze całkiem nie odpadłem z gry. Być może jeszcze staniemy razem na scenie.

- I nauczysz mnie tańczyć – rzucił entuzjastycznie Yoonsuk.

- Zgoda. A co dostanę w zamian?

Chłopak zamyślił się przez chwilę, zastanawiając się, czy jest w ogóle coś, co robi dobrze. Znaczy na tyle dobrze, by móc uczyć innych, bo w sumie w kwestiach artystycznych był taki sobie przeciętny, w sumie z Serpenti najsłabszy. Ale umiał coś innego, niezwiązanego z muzyką, coś, czego Ace na pewno nie potrafił.

- Nauczę cię gotować! – krzyknął, trochę za głośno, bo kilka osób obróciło się za nimi z zaciekawieniem.  – Kurde... – dodał szeptem, gdy to zauważył, trochę przyśpieszając kroku i ciągnąc kolegę za sobą. Dobrze, że praktycznie byli już pod agencją. Zwłaszcza że czas mu się kończył.

- W takim razie umowa stoi – powiedział Ace, wyciągając rękę, gdy byli już w budynku.

- Stoi – wyszczerzył się Yoonsuk, ściskając wyciągniętą dłoń.  - A teraz muszę spadać, lider mnie zabije jak się spóźnię. Bye bye!

Po tych słowach jeszcze pomachał radośnie na pożegnanie i po chwili zniknął w jednym z wąskich korytarzy odchodzących od głównego holu. W locie zerknął na zegarek. Miał 2 minuty. Jeśli się spóźni lider na pewno go zabije. A jak nie lider, to instruktor. W każdym razie jak się nie pospieszy, to dzisiaj zginie. Dlatego jeszcze bardziej przyśpieszył, zaczynając wręcz biec. Chciał jeszcze żyć….

niedziela, 19 stycznia 2014

Serpenti - 02 - Wyzwanie

Przerwa obiadowa dla członków Serpenti oznaczała zaledwie 20 minut przeznaczonych na zjedzenie czegoś ciepłego (albo i nie), co litościwie przyniósł im menedżer do sali, w której przez poprzednie trzy godziny ćwiczyli taniec. Co prawda nigdy nie było to nic specjalnego, ale zawsze byli tak głodni, że właściwie nie miało dla nich znaczenia, co jedli, byle tylko dało się tym zapełnić żołądek. Ten dzień nie był wyjątkiem, gdy tylko menedżer pojawił się w pomieszczeniu, młodzi idole z radością wyłączyli muzykę i natychmiast stłoczyli się wokół hyunga, który jednak złośliwie trzymał jedzenie poza zasięgiem ich rąk.

- Nie wiem, czy zasłużyliście na jedzenie po tym porannym buncie – zastanawiał się głośno, zaskakująco zwinnie odtrącając ręce bliźniaków, próbujących mimo wszystko dosięgnąć toreb z jedzeniem.

- Jakim buncie, litości – jęknął Yoonsuk, idąc w ślady maknae, jednak zamiast jedzenia poczuł w ręce tylko ból, gdy menedżer wcale nie tak lekko uderzył go w wyciągniętą dłoń.

- Daj im jeść, hyung, są niewinni – rzucił Shihyun, który już nawet nie liczył na to, że dostanie dzisiaj obiad. – Ja idę do szefa, wrócę na dalszą część treningu.

Po tych słowach po prostu wyszedł, nawet nie odwracając się w stronę kolegów, przez co nie miał szansy zobaczyć ich ogłupiałych min pod tytułem „Ale jak to idziesz bez jedzenia?”. Nawet menedżer przez chwilę patrzył w podobny sposób, ale po chwili się ogarnął i w końcu każdemu z chłopaków wcisnął w rękę po torebce z jedzeniem, mrucząc przy tym coś w stylu „Bardzo niewinni, no naprawdę”.

- Ej no, hyung, co myśmy niby złego zrobili? – zirytował się w końcu któryś z bliźniaków, na chwilę odrywając się od jedzenia.

- Jeszcze się pytasz? Nie pyskuje się szefowi – odpowiedział menedżer, jakby to była najoczywistsza oczywistość. No bo w sumie była.

- Nie pyskowaliśmy – zaoponował drugi bliźniak. – My tylko odpowiedzieliśmy na pytanie, jakie zadał nam nasz lider. Co w tym złego?

- Ta, na lidera zwalajcie, jasne – mruknął sarkastycznie ich opiekun. – Chociaż fakt, że ten to już w ogóle przegiął. Teraz mu się oberwie, a później pewnie i tak dowalą wam tego całego Ace’a i tak.

- Też nie wyglądasz na zachwyconego z tego powodu – zauważył spokojnie Hyunsoo.

- Czy ja wyglądam, jakbym marzył o kolejnym dzieciaku do pilnowania? Piątka to już i tak za dużo – westchnął mężczyzna, podjadając trochę z porcji, którą przyniósł dla Shihyuna. – Powinni mi przydzielić kogoś do pomocy, ewidentnie.

- Jeśli mniej byś miał przez to marudzić, to jestem za – zaśmiał się Yoonsuk z pełnymi ustami, przez co trochę jedzenia wypadło na podłogę.

- Aish, dzieciaku – menedżer lekko walnął chłopaka w głowę. – Jak się je, to się nie gada, rodzice cię tego nie nauczyli?

- Wiem, wiem – powiedział młody idol, nadal z pełnymi ustami, co skończyło się w podobny sposób jak jego poprzednia wypowiedź.

- Ej, hyung, powiedz – zagadał znów któryś z bliźniaków, chroniąc w ten sposób kolegę przed kolejnym karnym uderzeniem. – A ten cały Ace to skąd się w ogóle wziął? I czemu chcą nam go wcisnąć?

- A bo to wiesz? Po prostu znikąd się wziął – wzruszył ramionami menedżer, odwracając przy tym wzrok tak, że chłopcy mieli wrażenie, że coś ukrywa.

- Wiesz coś, prawda? – bliźniacy odłożyli swoje jedzenie i zbliżyli się do mężczyzny z dziwnymi uśmiechami. – Kyungjung-hyung?

- Nic nie wiem, jedzcie, nie gadajcie, zaraz wam się przerwa skończy – zmienił temat menedżer, jednocześnie odsuwając się od maknae. – Ja jeszcze muszę coś zrobić, ale wasz instruktor zaraz powinien tu być. Tak samo jak wasz lider od siedmiu boleści. Nie sprawiajcie kłopotów, jak mnie nie będzie, dobra?

- No i zwiał – stwierdził J, gdy tylko za Kyungjungiem zamknęły się drzwi. – Wie coś, i nie chce powiedzieć.

- Powie – powiedział pewnie K, uśmiechając się wrednie. – Może nie dzisiaj, ale w końcu powie.

- Wiadomo, nam by nie powiedział? – Junki również wyszczerzył ząbki w uśmiechu, który nie mógł oznaczać nic dobrego, przynajmniej dla menedżera.

- Jesteście straszni – skomentował Yoonsuk, ciesząc się, że nigdy nic przed tą dwójką nie ukrywał.

- I tak nas kochasz – rzucił Minki wesoło, w ogóle nie przejęty poważnym tonem kolegi.

Nikt już nic nie powiedział, Yoonsuk tylko pokręcił głową z niedowierzaniem i w ciszy zabrał się za kończenie swojego posiłku, a cała reszta zrobiła to samo, świadoma tego, że zaraz przerwa naprawdę im się skończy.

***

Shihyun stanął przed drzwiami gabinetu CEO i bez wahania głośno zastukał w drzwi. Ojciec powiedział mu kiedyś, że wahanie automatycznie oznacza porażkę, a on nie miał zamiaru przegrywać. Nigdy. Szedł przez życie pewnym siebie krokiem, robiąc zawsze to, co uważał za słuszne, bez zbędnych rozważań, bez strachu przed nieznanym. Tym razem też. Nie bał się kary, choć był pewien, że właśnie to czeka na niego za drzwiami. Wręcz przeciwnie, w pewien sposób podniecało go to, że sprzeciwił się wcześniej prezesowi. Nawet jeśli ostatecznie mieliby go nawet zawiesić, wyrzucić, whatever, wiedział, że nie będzie żałował. Dlatego też pewnym siebie krokiem wszedł do pomieszczenia, gdy tylko dobiegło do niego niezbyt głośne „proszę”.

- A, to ty, wchodź, wchodź – widząc go, CEO zachęcił go ruchem ręki, by podszedł bliżej biurka, co chłopak zaraz zrobił.

Skłonił się grzecznie w geście przywitania, bo tego wymagały zasady dobrego wychowania, które dawno temu wpoiła mu matka. A on nigdy nie zamierzał być niegrzeczny.

- Chciał mnie prezes widzieć – powiedział po chwili tonem pomiędzy pytaniem a stwierdzeniem faktu.

- Tak, chciałem – przytaknął CEO. – I chyba doskonale wiesz dlaczego, prawda?

- Chodzi o Lee Sungjina? – spytał chłopak, bo tak naprawdę mogło chodzić o coś zupełnie innego, to tylko przypuszczenie, że miało mu się oberwać za poranną akcję.

- Yhm.. – mruknął prezes, patrząc w jakieś swoje notatki. – Znaliście się wcześniej?

- Ma to szef w notatkach, prawda? – zgadywał Shihyun, ale odpowiedział na pytanie. – Chodziliśmy razem do liceum.

- I?...

- I nic. Tyle. Koniec historii – chłopak nie zamierzał się rozwodzić na temat swojej znajomości z Ace’em. Można ją było określić jednym słowem: „porażka”. Nie miał ochoty na powtórkę z rozrywki.

- Skoro tak, to mam dla ciebie propozycję, chcesz posłuchać?

- Po to tu przyszedłem – lider Serpenti uśmiechnął się krzywo.

- Masz dwie opcje do wyboru. Pierwsza: możecie po prostu przyjąć nowego kolegę do zespołu bez żadnych zbędnych fajerwerków. Druga:  podczas najbliższej gali z okazji rocznicy agencji dostaniecie special stage, ty i Ace, będziecie rywalizować ze sobą, publiczność wybierze zwycięzcę.

- Co, jeśli wygram? – spytał Shihyun, podejrzewając, że nic, ale wolał się upewnić.

- Nic, wszystko zostanie po staremu, przynajmniej dla Serpenti.

- A co jeśli przegram? - wiedział, że odpowiedź mu się nie spodoba, ale i tak musiał wiedzieć.

- Serpenti będzie miało nowego lidera – odpowiedział CEO, całkiem poważnie, patrząc mu prosto w oczy. – Którą opcję wybierasz?

Chłopak zamyślił się na chwilę, nie dlatego, że się wahał, bo doskonale wiedział, którą opcję wybierze. Po prostu zastanawiał się, jaką korzyść przyniesie agencji dołączenie Ace’a do Serpenti i czy pozbawienie go pozycji lidera miałoby być tylko karą za dzisiejszy wybryk czy za coś więcej? A może w ogóle planowali go wyeliminować z gry, jeśli by przegrał? Nie, chyba nie, fanki na pewno by zareagowały, gdyby spróbowali to zrobić, chyba że znaleźliby dobrą wymówkę. Ale nie znajdą, nie będą musieli. Zamierzał wygrać ten pojedynek.

- Mam sam sobie wybrać piosenkę czy repertuar narzucony jest z góry? – odpowiedział pytaniem, dochodząc do wniosku, że wystarczająco oddaje ono jego decyzję.

- To mają być wasze własne kompozycje. W ciągu najbliższych dwóch tygodni macie zaprezentować mi swój wybór, a jeśli do tej pory któryś nie przygotuje nic, zostaje zdyskwalifikowany na starcie – wyjaśnił mu prezes reguły gry. – Masz jeszcze jakieś pytania? Albo może chcesz zmienić swoją decyzję?

- Przygotuję piosenkę na czas – zapewnił Shihyun z lekkim uśmiechem, który nie dotykał oczu. – Ma szef do mnie jeszcze jakąś sprawę?

- To wszystko, możesz wracać na trening…

Po usłyszeniu pozwolenia, chłopak skłonił się na pożegnanie i szybkim krokiem wyszedł z gabinetu. Miał wrażenie, że przez najbliższe dwa tygodnie niewiele będzie miał czasu na jedzenie czy sen.

***

Lee Sungjin siedział w kawiarni niedaleko agencji, zastanawiając się, co powinien teraz zrobić. Trzy  miesiące temu wrócił do Korei po trzech latach spędzonych za granicą. Właściwie nie był pewien po co wrócił. Teoretycznie na pogrzeb rodziców, którzy zginęli w tragicznym wypadku samochodowym, praktycznie chyba liczył na to, że coś mu po sobie zostawili. I zostawili, jasne, same długi, których on nie miał za co spłacić. Właściwie to nie miał nawet za co żyć, pomieszkiwał u starych znajomych, bo mieszkanie rodziców sprzedał, by spłacić te najbardziej naglące zobowiązania. Dorabiał sobie, tańcząc na ulicy, tylko to naprawdę mu wychodziło i miał zamiar to wykorzystać, gdyby tylko nadarzyły się gdzieś przesłuchania do jakiejś agencji czy coś. Zostać gwiazdą, to było dla niego jedyne wyjście, by wyjść z życiowego dołka, w jakim się znalazł. Któregoś dnia, gdy po raz kolejny dawał swój mały popis w okolicach stacji, został zauważony. I to nie przez byle kogo, bo przez samego CEO jednej z młodych ale bardzo dobrze prosperujących agencji talentów. Gdy Ace opowiedział mężczyźnie o swojej sytuacji, tamten obiecał mu szybki debiut. Chłopak odbył krótki acz bardzo intensywny trening wokalny, bo w tańcu i tak niewielu mogłoby mu się równać i teraz, po prawie trzech miesiącach bycia trainee miał zostać dołączony do zespołu, który niedawno zadebiutował – Serpenti.

Szczerze mówiąc, od początku był sceptyczny do tego pomysłu, jednak szef stwierdził, że na razie nie mogą pozwolić sobie na nowy debiut. Albo dołączy do zespołu już istniejącego, albo będzie musiał czekać kolejny rok, albo mógł też szukać szczęścia gdzie indziej. Właściwie opcja pierwsza i tak podobała mu się najbardziej ze wszystkich, jednak jego obawy budził fakt, że liderem Serpenti był jego dawny kolega z liceum, który, łagodnie mówiąc, za nim nie przepadał. Co zresztą doskonale potwierdzało jego dzisiejsze spotkanie z zespołem, podczas którego został stanowczo odtrącony. I  to oczywiście z inicjatywy Shihyuna.
Ace przypomniał sobie, jaki Jung był w szkole średniej, po czym w myślach stwierdził, że dalej jest taki sam, a przynajmniej na pierwszy rzut oka tak mu się wydawało. Cały czas był liderem, za którym wielu poszłoby w ogień. Zawsze nim był, nawet w szkole zawsze wybierali go na przewodniczącego, jego pewność siebie przyciągała ludzi, pozwalała wierzyć, że nieważne, jak beznadziejna byłaby sytuacja, on zawsze wymyśli rozwiązanie. I faktycznie, Sungjin nawet przed sobą przyznawał to z trudnością, ale naprawdę czego Shihyun by się nie dotknął, zawsze kończyło się happy endem. Nie bał się postawić ludziom u władzy, a im imponowała bijąca od niego siła. Zwykle udawało mu się dostać nawet więcej niż chciał, a to było coś.
Ace nigdy nie należał do przyjaciół klasowego bohatera, ale też nigdy nie był przeciw niemu. Ot, żyli sobie obok siebie, czasem nawet pomagali sobie nawzajem, gdy zaszła taka potrzeba. Lider i idol, jak nazywali Lee ze względu na jego umiejętności taneczne, Król i As, dwaj najbardziej pożądani faceci w okolicy. Było całkiem nieźle, ogólnie, w sumie nawet planowali dołączyć do agencji razem, bo właściwie czemu nie, znajomy rywal na przesłuchaniach nigdy nikomu nie zaszkodził. A potem Ace popełnił błąd, który kosztował go więcej, niż mógłby przypuszczać.

- Mogę się dosiąść? – z niewesołych przemyśleń wyrwał go nieznany żeński głos.

- Jasne – odpowiedział odruchowo, nawet nie zastanawiając się nad tym, kto pyta i dlaczego, skoro dokoła jest tyle innych wolnych miejsc.

Dopiero gdy dziewczyna siedziała już naprzeciw niego, przyjrzał się jej uważniej i stwierdził, że nie jest tak całkiem nieznajoma, jak mu się wydawało. Chociaż w zasadzie była, nie znał jej głosu, bo też nigdy wcześniej z nią nie rozmawiał. Ale widział ją wcześniej, był tego pewien, potrafił nawet powiedzieć gdzie i kiedy, miał naprawdę świetną pamięć do twarzy. Dlatego też z łatwością skojarzył, że dziewczyna stała tuż obok CEO, gdy tamten oglądał jego występ na ulicy. Pamiętał, że mówiła coś do niego wtedy, musieli być razem. Chociaż później nie podeszła do Ace’a razem z szefem, to chyba na niego czekała, tak mu się wydawało, ale teraz nie był pewien. Wyglądała na młodszą od niego, zbyt młodą by móc pracować w agencji. Kim więc była? Córką prezesa? To było pierwsze, co przeszło Lee przez myśl i co zresztą wydało mu się bardzo prawdopodobne.

- Dobrą tu mają kawę? – spytał mimochodem, gdy kelnerka podała dziewczynie zamówiony napój. Nie żeby go to specjalnie interesowało, raczej nie pijał kawy.

- Najlepszą – stwierdziła, oblizując przy tym wargi.

Łyknęła jeszcze trochę, po czym spojrzała prosto na niego, jakby przyszła tu z nim porozmawiać, jakby byli umówieni. A przecież nie byli. Przesunęła też w jego stronę kopertę, którą wcześniej wyjęła z torebki.

- To dla ciebie – powiedziała. – Piosenka na twój debiut. Chyba że sam napiszesz sobie lepszą, masz wybór – wzruszyła ramionami, choć  zdawała się doskonale wiedzieć, że wyboru nie ma. Czuł muzykę, ale to nie znaczy, że umiał ją tworzyć, właściwie dopiero niedawno nauczył się podstawowych zapisów nutowych. – Wejdziesz na scenę za dwa miesiące, na gali z okazji rocznicy agencji. To będzie walka. Sungjin-oppa czy Shihyun-oppa? Zastanawiam się, kto wygra? – myślała głośno, może odrobinę zbyt teatralnie. – To fanki wybiorą zwycięzcę, więc lepiej się postaraj.

- O czym ty mówisz? – spytał chłopak, gdy dziewczyna w końcu dopuściła go do głosu.

Niby zrozumiał, ale nie do końca to do niego docierało. A najbardziej nie rozumiał tego, czemu ona przekazywała mu te informacje. Nawet jeśli była córką prezesa, to i tak nie miało to sensu, takie informacje powinien mu przekazać ktoś bardziej oficjalnie.

- O twojej szansie – odpowiedziała, patrząc mu w oczy. – Nie zmarnuj jej. Kolejnej nie będzie.

Po tych słowach uśmiechnęła się lekko, kokieteryjnie, odstawiając na stół filiżankę z ledwo nadpitą kawą, a po chwili wstała od stołu. Najwyraźniej powiedziała już wszystko, co miała do powiedzenia.

- Do zobaczenia, oppa – powiedziała słodkim głosem, nachylając się i lekko muskając go ustami w policzek.

Nie potrafił się powstrzymać przed obejrzeniem się za nią, gdy wychodziła. Dalej nie wiedział, kim była, nie znał nawet jej imienia, podczas gdy ona najwyraźniej wiedziała o nim więcej niż powinna. To było frustrujące, ale z drugiej strony dość fascynujące.

Spojrzał na kopertę, która leżała przed nim na stoliku. Otwarł ją i zajrzał do środka. Wewnątrz faktycznie były nuty jakiejś piosenki, tak jak mówiła. A oprócz tego czarny pendrive i mała karteczka, wyrwana pewnie z jakiegoś notesu. Starannym dziewczęcym pismem napisano na niej kilka słów „Jeśli będziesz mieć pytania, dzwoń”, a pod spodem numer telefonu. Miał pytania, oczywiście, miał ich całkiem sporo. Na razie jednak nie był pewien, czy chce znać na nie odpowiedzi.

***

Gdy wieczorem Serpenti wróciło do dormitorium, wszyscy członkowie padali ze zmęczenia, a lider dodatkowo jeszcze z głodu, bo w przeciwieństwie do kolegów, nie zjadł dziś jeszcze nic prócz śniadania skoro świt i niezbyt pożywnego batonika w ramach podwieczorku. Dlatego też pierwsze kroki od razu skierował do swojego pokoju, gdzie w szufladzie powinny jeszcze leżeć jego zapasy na czarną godzinę czyli kilka paczek zupek w proszku, ramenu i tym podobnej zdrowej żywności. Powinny. Ale ich nie było. A to mogło oznaczać tylko jedno

- Kang Yoonsuk!! Choi Junki!! Choi Minki!! – krzyknął na tyle głośno, by winni na pewno go usłyszeli, a po chwili już był w salonie, gdzie bliźniacy niepewnie wychylali głowy zza kanapy.

- Jakby ci to powiedzieć, hyung… - zaczął jeden z nich, robiąc przy tym minę najbardziej słodkiej i niewinnej istoty chodzącej po tym świecie.

- …bo Yoonsuk-hyung w środku nocy stwierdził, że jest głodny i ten… - kontynuował jego brat, również momentalnie zmieniając się w aniołka.

- Przepraszam, hyung…. – dokończył Yoonsuk, również wychylając głowę zza kanapy, za którą wcześniej musiał się schować razem z bliźniakami. – To się już nie powtórzy.

- Jasne – prychnął lider, wiedząc że Kang zapomina o takich obietnicach za każdym razem, kiedy jest głodny.

Na nieszczęście dla niego, ale na szczęście dla Shihyuna, zespołowy żarłok nie należał do najbardziej ogarniętych osób i gdyby sam próbował sobie te paczki z szuflady wygrzebać, zrobiłby przy tym tyle hałasu, że lider na pewno by się obudził. A to, że nic nie zakłóciło jego lekkiego snu mogło oznaczać tylko jedno – że w przestępstwie pomagali koledze maknae.

I podczas gdy Yoonsuk chyba naprawdę żałował tego, co zrobił, to bliźniacy w ogóle nie wyglądali na skruszonych, ani specjalnie przejętych tym, że ich lider praktycznie cały dzień nic nie jadł, co jeszcze bardziej wkurzyło poszkodowanego.

- Soo, pomożesz? – rzucił w stronę Hyunsoo, który przez cały ten czas siedział sobie spokojnie w fotelu i znad książki obserwował rozwój wypadków.

W odpowiedzi tamten tylko ciężko westchnął i odłożył książkę na stół, doskonale wiedząc, czego oczekuje od niego lider. I najwyraźniej maknae też wiedzieli, bo popatrzyli po sobie niespokojnie, po czym zaczęli się wycofywać, wystawiając zdezorientowanego Yoonsuka przed siebie. Dwaj najstarsi członkowie Serpenti, widząc to, tylko uśmiechnęli się wrednie i z tymi uśmiechami na ustach ruszyli każdy w stronę jednego z braci. Bliżniacy próbowali uciekać, chować się za kolegą albo za meblami, rzucać poduszkami i używać najróżniejszych innych manewrów, by uniknąć kary, jednak ostatecznie obaj leżeli na ziemi, płacząc i przez śmiech błagając o litość, ponieważ obaj wyjątkowo źle znosili łaskotki i nie za bardzo umieli się przed nimi bronić.

- Dobra, starczy – zarządził w którymś momencie lider, na dobry koniec jeszcze przygniatając swoją ofiarę do ziemi leżącą w pobliżu poduszką. – I nigdy więcej nie grzebać w moich rzeczach, jasne?

- Jak słońce – wydusił z siebie maknae, próbując złapać oddech po kilkunastu minutach niekontrolowanego śmiechu.

W innej części pokoju Hyunsoo podobnie potraktował drugiego bliźniaka, a gdy już obaj obiecali, że nigdy nie ruszą bez pozwolenia niczego, co należałoby do innych członków, wstał i wyszedł z salonu, by wrócić do niego po kilku minutach, trzymając w rękach coś, na co oczy lidera zaświeciły się radośnie. Jedzenie!

- Kocham cię, Soo!! – rzucił Shihyun, łapiąc w locie torebkę z dwoma paczkami ramenu instant, ciastkami ryżowymi i czymś jeszcze, czego od razu nie zidentyfikował, ale na pewno było jadalne.

- Wiem – odpowiedział spokojnie Kim, wracając na swoje miejsce w fotelu i biorąc do ręki książkę, którą wcześniej odłożył.

- To my już chyba pójdziemy spać – zaczął niepewnie jeden z maknae, wycofując się w stronę pokoju.

- Tak, właśnie, dobranoc – zawtórował mu jego brat i po chwili obu już nie było.

Po chwili w ich ślady poszedł również Yoonsuk, o którym przez chwilę wszyscy zapomnieli. Lider, gdy się najadł, nie był w stanie ruszyć się z miejsca, więc po jakimś czasie po prostu zasnął na kanapie, a Hyunsoo doczytał jeszcze jeden rozdział książki, po czym sam poszedł spać, po drodze przykrywając jeszcze Shihyuna kocem, który zawsze leżał gdzieś w salonie.


Do budzika zostały im zaledwie 4 godziny.