Przerwa
obiadowa dla członków Serpenti oznaczała zaledwie 20 minut przeznaczonych na
zjedzenie czegoś ciepłego (albo i nie), co litościwie przyniósł im menedżer do sali,
w której przez poprzednie trzy godziny ćwiczyli taniec. Co prawda nigdy nie
było to nic specjalnego, ale zawsze byli tak głodni, że właściwie nie miało dla
nich znaczenia, co jedli, byle tylko dało się tym zapełnić żołądek. Ten dzień
nie był wyjątkiem, gdy tylko menedżer pojawił się w pomieszczeniu, młodzi idole
z radością wyłączyli muzykę i natychmiast stłoczyli się wokół hyunga, który
jednak złośliwie trzymał jedzenie poza zasięgiem ich rąk.
- Nie
wiem, czy zasłużyliście na jedzenie po tym porannym buncie – zastanawiał się
głośno, zaskakująco zwinnie odtrącając ręce bliźniaków, próbujących mimo
wszystko dosięgnąć toreb z jedzeniem.
- Jakim
buncie, litości – jęknął Yoonsuk, idąc w ślady maknae, jednak zamiast jedzenia
poczuł w ręce tylko ból, gdy menedżer wcale nie tak lekko uderzył go w
wyciągniętą dłoń.
- Daj im
jeść, hyung, są niewinni – rzucił Shihyun, który już nawet nie liczył na to, że
dostanie dzisiaj obiad. – Ja idę do szefa, wrócę na dalszą część treningu.
Po tych
słowach po prostu wyszedł, nawet nie odwracając się w stronę kolegów, przez co
nie miał szansy zobaczyć ich ogłupiałych min pod tytułem „Ale jak to idziesz
bez jedzenia?”. Nawet menedżer przez chwilę patrzył w podobny sposób, ale po
chwili się ogarnął i w końcu każdemu z chłopaków wcisnął w rękę po torebce z
jedzeniem, mrucząc przy tym coś w stylu „Bardzo niewinni, no naprawdę”.
- Ej no,
hyung, co myśmy niby złego zrobili? – zirytował się w końcu któryś z
bliźniaków, na chwilę odrywając się od jedzenia.
-
Jeszcze się pytasz? Nie pyskuje się szefowi – odpowiedział menedżer, jakby to
była najoczywistsza oczywistość. No bo w sumie była.
- Nie
pyskowaliśmy – zaoponował drugi bliźniak. – My tylko odpowiedzieliśmy na
pytanie, jakie zadał nam nasz lider. Co w tym złego?
- Ta, na
lidera zwalajcie, jasne – mruknął sarkastycznie ich opiekun. – Chociaż fakt, że
ten to już w ogóle przegiął. Teraz mu się oberwie, a później pewnie i tak
dowalą wam tego całego Ace’a i tak.
- Też
nie wyglądasz na zachwyconego z tego powodu – zauważył spokojnie Hyunsoo.
- Czy ja
wyglądam, jakbym marzył o kolejnym dzieciaku do pilnowania? Piątka to już i tak
za dużo – westchnął mężczyzna, podjadając trochę z porcji, którą przyniósł dla
Shihyuna. – Powinni mi przydzielić kogoś do pomocy, ewidentnie.
- Jeśli
mniej byś miał przez to marudzić, to jestem za – zaśmiał się Yoonsuk z pełnymi
ustami, przez co trochę jedzenia wypadło na podłogę.
- Aish,
dzieciaku – menedżer lekko walnął chłopaka w głowę. – Jak się je, to się nie
gada, rodzice cię tego nie nauczyli?
- Wiem,
wiem – powiedział młody idol, nadal z pełnymi ustami, co skończyło się w
podobny sposób jak jego poprzednia wypowiedź.
- Ej,
hyung, powiedz – zagadał znów któryś z bliźniaków, chroniąc w ten sposób kolegę
przed kolejnym karnym uderzeniem. – A ten cały Ace to skąd się w ogóle wziął? I
czemu chcą nam go wcisnąć?
- A bo
to wiesz? Po prostu znikąd się wziął – wzruszył ramionami menedżer, odwracając
przy tym wzrok tak, że chłopcy mieli wrażenie, że coś ukrywa.
- Wiesz
coś, prawda? – bliźniacy odłożyli swoje jedzenie i zbliżyli się do mężczyzny z
dziwnymi uśmiechami. – Kyungjung-hyung?
- Nic
nie wiem, jedzcie, nie gadajcie, zaraz wam się przerwa skończy – zmienił temat
menedżer, jednocześnie odsuwając się od maknae. – Ja jeszcze muszę coś zrobić,
ale wasz instruktor zaraz powinien tu być. Tak samo jak wasz lider od siedmiu
boleści. Nie sprawiajcie kłopotów, jak mnie nie będzie, dobra?
- No i
zwiał – stwierdził J, gdy tylko za Kyungjungiem zamknęły się drzwi. – Wie coś,
i nie chce powiedzieć.
- Powie
– powiedział pewnie K, uśmiechając się wrednie. – Może nie dzisiaj, ale w końcu
powie.
-
Wiadomo, nam by nie powiedział? – Junki również wyszczerzył ząbki w uśmiechu,
który nie mógł oznaczać nic dobrego, przynajmniej dla menedżera.
-
Jesteście straszni – skomentował Yoonsuk, ciesząc się, że nigdy nic przed tą
dwójką nie ukrywał.
- I tak
nas kochasz – rzucił Minki wesoło, w ogóle nie przejęty poważnym tonem kolegi.
Nikt już
nic nie powiedział, Yoonsuk tylko pokręcił głową z niedowierzaniem i w ciszy
zabrał się za kończenie swojego posiłku, a cała reszta zrobiła to samo,
świadoma tego, że zaraz przerwa naprawdę im się skończy.
***
Shihyun
stanął przed drzwiami gabinetu CEO i bez wahania głośno zastukał w drzwi.
Ojciec powiedział mu kiedyś, że wahanie automatycznie oznacza porażkę, a on nie
miał zamiaru przegrywać. Nigdy. Szedł przez życie pewnym siebie krokiem, robiąc
zawsze to, co uważał za słuszne, bez zbędnych rozważań, bez strachu przed
nieznanym. Tym razem też. Nie bał się kary, choć był pewien, że właśnie to
czeka na niego za drzwiami. Wręcz przeciwnie, w pewien sposób podniecało go to,
że sprzeciwił się wcześniej prezesowi. Nawet jeśli ostatecznie mieliby go nawet
zawiesić, wyrzucić, whatever, wiedział, że nie będzie żałował. Dlatego też
pewnym siebie krokiem wszedł do pomieszczenia, gdy tylko dobiegło do niego
niezbyt głośne „proszę”.
- A, to
ty, wchodź, wchodź – widząc go, CEO zachęcił go ruchem ręki, by podszedł bliżej
biurka, co chłopak zaraz zrobił.
Skłonił
się grzecznie w geście przywitania, bo tego wymagały zasady dobrego wychowania,
które dawno temu wpoiła mu matka. A on nigdy nie zamierzał być niegrzeczny.
- Chciał
mnie prezes widzieć – powiedział po chwili tonem pomiędzy pytaniem a
stwierdzeniem faktu.
- Tak,
chciałem – przytaknął CEO. – I chyba doskonale wiesz dlaczego, prawda?
- Chodzi
o Lee Sungjina? – spytał chłopak, bo tak naprawdę mogło chodzić o coś zupełnie innego,
to tylko przypuszczenie, że miało mu się oberwać za poranną akcję.
- Yhm..
– mruknął prezes, patrząc w jakieś swoje notatki. – Znaliście się wcześniej?
- Ma to
szef w notatkach, prawda? – zgadywał Shihyun, ale odpowiedział na pytanie. –
Chodziliśmy razem do liceum.
- I?...
- I nic.
Tyle. Koniec historii – chłopak nie zamierzał się rozwodzić na temat swojej
znajomości z Ace’em. Można ją było określić jednym słowem: „porażka”. Nie miał
ochoty na powtórkę z rozrywki.
- Skoro
tak, to mam dla ciebie propozycję, chcesz posłuchać?
- Po to
tu przyszedłem – lider Serpenti uśmiechnął się krzywo.
- Masz
dwie opcje do wyboru. Pierwsza: możecie po prostu przyjąć nowego kolegę do
zespołu bez żadnych zbędnych fajerwerków. Druga: podczas najbliższej gali z okazji rocznicy
agencji dostaniecie special stage, ty i Ace, będziecie rywalizować ze sobą,
publiczność wybierze zwycięzcę.
- Co,
jeśli wygram? – spytał Shihyun, podejrzewając, że nic, ale wolał się upewnić.
- Nic,
wszystko zostanie po staremu, przynajmniej dla Serpenti.
- A co
jeśli przegram? - wiedział, że odpowiedź mu się nie spodoba, ale i tak musiał
wiedzieć.
-
Serpenti będzie miało nowego lidera – odpowiedział CEO, całkiem poważnie,
patrząc mu prosto w oczy. – Którą opcję wybierasz?
Chłopak
zamyślił się na chwilę, nie dlatego, że się wahał, bo doskonale wiedział, którą
opcję wybierze. Po prostu zastanawiał się, jaką korzyść przyniesie agencji
dołączenie Ace’a do Serpenti i czy pozbawienie go pozycji lidera miałoby być
tylko karą za dzisiejszy wybryk czy za coś więcej? A może w ogóle planowali go
wyeliminować z gry, jeśli by przegrał? Nie, chyba nie, fanki na pewno by
zareagowały, gdyby spróbowali to zrobić, chyba że znaleźliby dobrą wymówkę. Ale
nie znajdą, nie będą musieli. Zamierzał wygrać ten pojedynek.
- Mam
sam sobie wybrać piosenkę czy repertuar narzucony jest z góry? – odpowiedział
pytaniem, dochodząc do wniosku, że wystarczająco oddaje ono jego decyzję.
- To mają
być wasze własne kompozycje. W ciągu najbliższych dwóch tygodni macie
zaprezentować mi swój wybór, a jeśli do tej pory któryś nie przygotuje nic,
zostaje zdyskwalifikowany na starcie – wyjaśnił mu prezes reguły gry. – Masz
jeszcze jakieś pytania? Albo może chcesz zmienić swoją decyzję?
-
Przygotuję piosenkę na czas – zapewnił Shihyun z lekkim uśmiechem, który nie
dotykał oczu. – Ma szef do mnie jeszcze jakąś sprawę?
- To
wszystko, możesz wracać na trening…
Po
usłyszeniu pozwolenia, chłopak skłonił się na pożegnanie i szybkim krokiem
wyszedł z gabinetu. Miał wrażenie, że przez najbliższe dwa tygodnie niewiele
będzie miał czasu na jedzenie czy sen.
***
Lee
Sungjin siedział w kawiarni niedaleko agencji, zastanawiając się, co powinien
teraz zrobić. Trzy miesiące temu wrócił
do Korei po trzech latach spędzonych za granicą. Właściwie nie był pewien po co
wrócił. Teoretycznie na pogrzeb rodziców, którzy zginęli w tragicznym wypadku
samochodowym, praktycznie chyba liczył na to, że coś mu po sobie zostawili. I
zostawili, jasne, same długi, których on nie miał za co spłacić. Właściwie to
nie miał nawet za co żyć, pomieszkiwał u starych znajomych, bo mieszkanie
rodziców sprzedał, by spłacić te najbardziej naglące zobowiązania. Dorabiał
sobie, tańcząc na ulicy, tylko to naprawdę mu wychodziło i miał zamiar to
wykorzystać, gdyby tylko nadarzyły się gdzieś przesłuchania do jakiejś agencji
czy coś. Zostać gwiazdą, to było dla niego jedyne wyjście, by wyjść z życiowego
dołka, w jakim się znalazł. Któregoś dnia, gdy po raz kolejny dawał swój mały
popis w okolicach stacji, został zauważony. I to nie przez byle kogo, bo przez
samego CEO jednej z młodych ale bardzo dobrze prosperujących agencji talentów.
Gdy Ace opowiedział mężczyźnie o swojej sytuacji, tamten obiecał mu szybki
debiut. Chłopak odbył krótki acz bardzo intensywny trening wokalny, bo w tańcu
i tak niewielu mogłoby mu się równać i teraz, po prawie trzech miesiącach bycia
trainee miał zostać dołączony do zespołu, który niedawno zadebiutował –
Serpenti.
Szczerze
mówiąc, od początku był sceptyczny do tego pomysłu, jednak szef stwierdził, że
na razie nie mogą pozwolić sobie na nowy debiut. Albo dołączy do zespołu już
istniejącego, albo będzie musiał czekać kolejny rok, albo mógł też szukać
szczęścia gdzie indziej. Właściwie opcja pierwsza i tak podobała mu się
najbardziej ze wszystkich, jednak jego obawy budził fakt, że liderem Serpenti
był jego dawny kolega z liceum, który, łagodnie mówiąc, za nim nie przepadał. Co
zresztą doskonale potwierdzało jego dzisiejsze spotkanie z zespołem, podczas
którego został stanowczo odtrącony. I to
oczywiście z inicjatywy Shihyuna.
Ace
przypomniał sobie, jaki Jung był w szkole średniej, po czym w myślach
stwierdził, że dalej jest taki sam, a przynajmniej na pierwszy rzut oka tak mu
się wydawało. Cały czas był liderem, za którym wielu poszłoby w ogień. Zawsze
nim był, nawet w szkole zawsze wybierali go na przewodniczącego, jego pewność
siebie przyciągała ludzi, pozwalała wierzyć, że nieważne, jak beznadziejna
byłaby sytuacja, on zawsze wymyśli rozwiązanie. I faktycznie, Sungjin nawet
przed sobą przyznawał to z trudnością, ale naprawdę czego Shihyun by się nie
dotknął, zawsze kończyło się happy endem. Nie bał się postawić ludziom u
władzy, a im imponowała bijąca od niego siła. Zwykle udawało mu się dostać
nawet więcej niż chciał, a to było coś.
Ace
nigdy nie należał do przyjaciół klasowego bohatera, ale też nigdy nie był
przeciw niemu. Ot, żyli sobie obok siebie, czasem nawet pomagali sobie
nawzajem, gdy zaszła taka potrzeba. Lider i idol, jak nazywali Lee ze względu
na jego umiejętności taneczne, Król i As, dwaj najbardziej pożądani faceci w
okolicy. Było całkiem nieźle, ogólnie, w sumie nawet planowali dołączyć do
agencji razem, bo właściwie czemu nie, znajomy rywal na przesłuchaniach nigdy
nikomu nie zaszkodził. A potem Ace popełnił błąd, który kosztował go więcej,
niż mógłby przypuszczać.
- Mogę
się dosiąść? – z niewesołych przemyśleń wyrwał go nieznany żeński głos.
- Jasne
– odpowiedział odruchowo, nawet nie zastanawiając się nad tym, kto pyta i
dlaczego, skoro dokoła jest tyle innych wolnych miejsc.
Dopiero
gdy dziewczyna siedziała już naprzeciw niego, przyjrzał się jej uważniej i
stwierdził, że nie jest tak całkiem nieznajoma, jak mu się wydawało. Chociaż w
zasadzie była, nie znał jej głosu, bo też nigdy wcześniej z nią nie rozmawiał.
Ale widział ją wcześniej, był tego pewien, potrafił nawet powiedzieć gdzie i
kiedy, miał naprawdę świetną pamięć do twarzy. Dlatego też z łatwością
skojarzył, że dziewczyna stała tuż obok CEO, gdy tamten oglądał jego występ na
ulicy. Pamiętał, że mówiła coś do niego wtedy, musieli być razem. Chociaż
później nie podeszła do Ace’a razem z szefem, to chyba na niego czekała, tak mu
się wydawało, ale teraz nie był pewien. Wyglądała na młodszą od niego, zbyt
młodą by móc pracować w agencji. Kim więc była? Córką prezesa? To było
pierwsze, co przeszło Lee przez myśl i co zresztą wydało mu się bardzo
prawdopodobne.
- Dobrą
tu mają kawę? – spytał mimochodem, gdy kelnerka podała dziewczynie zamówiony
napój. Nie żeby go to specjalnie interesowało, raczej nie pijał kawy.
-
Najlepszą – stwierdziła, oblizując przy tym wargi.
Łyknęła
jeszcze trochę, po czym spojrzała prosto na niego, jakby przyszła tu z nim
porozmawiać, jakby byli umówieni. A przecież nie byli. Przesunęła też w jego
stronę kopertę, którą wcześniej wyjęła z torebki.
- To dla
ciebie – powiedziała. – Piosenka na twój debiut. Chyba że sam napiszesz sobie
lepszą, masz wybór – wzruszyła ramionami, choć
zdawała się doskonale wiedzieć, że wyboru nie ma. Czuł muzykę, ale to
nie znaczy, że umiał ją tworzyć, właściwie dopiero niedawno nauczył się
podstawowych zapisów nutowych. – Wejdziesz na scenę za dwa miesiące, na gali z
okazji rocznicy agencji. To będzie walka. Sungjin-oppa czy Shihyun-oppa?
Zastanawiam się, kto wygra? – myślała głośno, może odrobinę zbyt teatralnie. –
To fanki wybiorą zwycięzcę, więc lepiej się postaraj.
- O czym
ty mówisz? – spytał chłopak, gdy dziewczyna w końcu dopuściła go do głosu.
Niby
zrozumiał, ale nie do końca to do niego docierało. A najbardziej nie rozumiał
tego, czemu ona przekazywała mu te informacje. Nawet jeśli była córką prezesa,
to i tak nie miało to sensu, takie informacje powinien mu przekazać ktoś
bardziej oficjalnie.
- O
twojej szansie – odpowiedziała, patrząc mu w oczy. – Nie zmarnuj jej. Kolejnej
nie będzie.
Po tych
słowach uśmiechnęła się lekko, kokieteryjnie, odstawiając na stół filiżankę z
ledwo nadpitą kawą, a po chwili wstała od stołu. Najwyraźniej powiedziała już
wszystko, co miała do powiedzenia.
- Do
zobaczenia, oppa – powiedziała słodkim głosem, nachylając się i lekko muskając
go ustami w policzek.
Nie
potrafił się powstrzymać przed obejrzeniem się za nią, gdy wychodziła. Dalej
nie wiedział, kim była, nie znał nawet jej imienia, podczas gdy ona
najwyraźniej wiedziała o nim więcej niż powinna. To było frustrujące, ale z
drugiej strony dość fascynujące.
Spojrzał
na kopertę, która leżała przed nim na stoliku. Otwarł ją i zajrzał do środka.
Wewnątrz faktycznie były nuty jakiejś piosenki, tak jak mówiła. A oprócz tego
czarny pendrive i mała karteczka, wyrwana pewnie z jakiegoś notesu. Starannym
dziewczęcym pismem napisano na niej kilka słów „Jeśli będziesz mieć pytania,
dzwoń”, a pod spodem numer telefonu. Miał pytania, oczywiście, miał ich całkiem
sporo. Na razie jednak nie był pewien, czy chce znać na nie odpowiedzi.
***
Gdy
wieczorem Serpenti wróciło do dormitorium, wszyscy członkowie padali ze
zmęczenia, a lider dodatkowo jeszcze z głodu, bo w przeciwieństwie do kolegów,
nie zjadł dziś jeszcze nic prócz śniadania skoro świt i niezbyt pożywnego
batonika w ramach podwieczorku. Dlatego też pierwsze kroki od razu skierował do
swojego pokoju, gdzie w szufladzie powinny jeszcze leżeć jego zapasy na czarną
godzinę czyli kilka paczek zupek w proszku, ramenu i tym podobnej zdrowej
żywności. Powinny. Ale ich nie było. A to mogło oznaczać tylko jedno
- Kang Yoonsuk!!
Choi Junki!! Choi Minki!! – krzyknął na tyle głośno, by winni na pewno go
usłyszeli, a po chwili już był w salonie, gdzie bliźniacy niepewnie wychylali
głowy zza kanapy.
- Jakby
ci to powiedzieć, hyung… - zaczął jeden z nich, robiąc przy tym minę
najbardziej słodkiej i niewinnej istoty chodzącej po tym świecie.
- …bo
Yoonsuk-hyung w środku nocy stwierdził, że jest głodny i ten… - kontynuował
jego brat, również momentalnie zmieniając się w aniołka.
-
Przepraszam, hyung…. – dokończył Yoonsuk, również wychylając głowę zza kanapy,
za którą wcześniej musiał się schować razem z bliźniakami. – To się już nie
powtórzy.
- Jasne
– prychnął lider, wiedząc że Kang zapomina o takich obietnicach za każdym
razem, kiedy jest głodny.
Na
nieszczęście dla niego, ale na szczęście dla Shihyuna, zespołowy żarłok nie
należał do najbardziej ogarniętych osób i gdyby sam próbował sobie te paczki z
szuflady wygrzebać, zrobiłby przy tym tyle hałasu, że lider na pewno by się
obudził. A to, że nic nie zakłóciło jego lekkiego snu mogło oznaczać tylko
jedno – że w przestępstwie pomagali koledze maknae.
I
podczas gdy Yoonsuk chyba naprawdę żałował tego, co zrobił, to bliźniacy w
ogóle nie wyglądali na skruszonych, ani specjalnie przejętych tym, że ich lider
praktycznie cały dzień nic nie jadł, co jeszcze bardziej wkurzyło
poszkodowanego.
- Soo,
pomożesz? – rzucił w stronę Hyunsoo, który przez cały ten czas siedział sobie
spokojnie w fotelu i znad książki obserwował rozwój wypadków.
W
odpowiedzi tamten tylko ciężko westchnął i odłożył książkę na stół, doskonale
wiedząc, czego oczekuje od niego lider. I najwyraźniej maknae też wiedzieli, bo
popatrzyli po sobie niespokojnie, po czym zaczęli się wycofywać, wystawiając zdezorientowanego
Yoonsuka przed siebie. Dwaj najstarsi członkowie Serpenti, widząc to, tylko
uśmiechnęli się wrednie i z tymi uśmiechami na ustach ruszyli każdy w stronę
jednego z braci. Bliżniacy próbowali uciekać, chować się za kolegą albo za
meblami, rzucać poduszkami i używać najróżniejszych innych manewrów, by uniknąć
kary, jednak ostatecznie obaj leżeli na ziemi, płacząc i przez śmiech błagając
o litość, ponieważ obaj wyjątkowo źle znosili łaskotki i nie za bardzo umieli
się przed nimi bronić.
- Dobra,
starczy – zarządził w którymś momencie lider, na dobry koniec jeszcze
przygniatając swoją ofiarę do ziemi leżącą w pobliżu poduszką. – I nigdy więcej
nie grzebać w moich rzeczach, jasne?
- Jak
słońce – wydusił z siebie maknae, próbując złapać oddech po kilkunastu minutach
niekontrolowanego śmiechu.
W innej
części pokoju Hyunsoo podobnie potraktował drugiego bliźniaka, a gdy już obaj
obiecali, że nigdy nie ruszą bez pozwolenia niczego, co należałoby do innych
członków, wstał i wyszedł z salonu, by wrócić do niego po kilku minutach,
trzymając w rękach coś, na co oczy lidera zaświeciły się radośnie. Jedzenie!
- Kocham
cię, Soo!! – rzucił Shihyun, łapiąc w locie torebkę z dwoma paczkami ramenu
instant, ciastkami ryżowymi i czymś jeszcze, czego od razu nie zidentyfikował,
ale na pewno było jadalne.
- Wiem –
odpowiedział spokojnie Kim, wracając na swoje miejsce w fotelu i biorąc do ręki
książkę, którą wcześniej odłożył.
- To my
już chyba pójdziemy spać – zaczął niepewnie jeden z maknae, wycofując się w
stronę pokoju.
- Tak,
właśnie, dobranoc – zawtórował mu jego brat i po chwili obu już nie było.
Po
chwili w ich ślady poszedł również Yoonsuk, o którym przez chwilę wszyscy
zapomnieli. Lider, gdy się najadł, nie był w stanie ruszyć się z miejsca, więc
po jakimś czasie po prostu zasnął na kanapie, a Hyunsoo doczytał jeszcze jeden
rozdział książki, po czym sam poszedł spać, po drodze przykrywając jeszcze Shihyuna kocem, który zawsze leżał gdzieś w salonie.
Do
budzika zostały im zaledwie 4 godziny.
Ech, a tak szczerze, to jakoś ani lider, ani Ace mi do gusyu nie przypadli... Bo ja wiem. xD Takie zimne typki, no ale może się mylę. W sumie najbardziej to prezesa polubiłam, lol. xD a po imionach to ja jeszcze normalnie nie ogarniam... oprócz tego, że jest Junki i Minki, którzy kojarzą mi się z moimi ulubionymi koreańskimi aktorami, lol. Specjalnie te imiona wybrałaś. :P
OdpowiedzUsuńI ciekawe, jaki błąd popełnił Ace w znajomości z liderem Serpenti. Chociaż może napisałaś, a ja nie skumałam, bardzo możliwe. xD